Rayburn Tricia - Syrena 01 - Syrena(1), ►Dla moli książkowych, KSIĄŻki(1)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->TRICIA RAYBURNSYRENAdla Michaela1Moja siostra Justine zawsze wierzyła,żenajlepszy sposób na opanowanie lęku przedciemnością to udawać,żejest naprawdę jasno.Przed laty, kiedy jako dziewczynki leżałyśmy w łóżkach pośród mroku, starała siępomóc mi zastosować tę teorię w praktyce. Skrywając się za barykadą z poduszek,byłam przekonana,żew ciemnościach czai się zło, aby - gdy zwolni się rytm mojegooddechu - rzucić mi się do gardła. A Justine, zaledwie rok starsza, lecz o całe latamądrzejsza, każdej nocy cierpliwie próbowała rozwiać mój niepokój.- Widziałaś tę cudną sukienkę, którą miała dziś na sobie Erin Klein? - potrafiłazapytać, zawsze zaczynając od łatwego pytania,żebywybadać, jak bardzo kiepskajest sytuacja. Czasami, zwykle gdy kładłyśmy się późno spać po wyjątkowozabieganym dniu, byłam zbyt zmęczona,żebysię bać. W takie wieczory na podobnepytania odpowiadałam krótkim „tak" lub „nie", a potem gawędziłyśmy o czymśzwyczajnym aż do zaśnięcia.Przeważnie jednak szeptałam coś w rodzaju: „Słyszałaś to?" albo „Myślisz,żeugryzienie wampira boli?", albo „Czy potworywyczuwają strach?". Wówczas Justine przechodziła do pytania numer dwa.- Ale t u jasno - oznajmiała najpierw. - Wszystko widzę: mój plecak, niebieskąbłyszczącą bransoletkę, naszą złotą rybkę w akwarium. A ty co widzisz, Vanesso?Wtedy zmuszałam się,żebywyobrazić sobie nasz pokój dokładnie tak, jak wyglądałna chwilę przedtem, zanim mama zgasiłaświatłoi zamknęła za sobą drzwi. W końcuudawało mi się zapomnieć o czyhających bestiach i zasnąć. Każdej nocy byłampewna,żeta sztuczka nie zadziała, ale jakoś zawsze działała.Strategia Justine bardzo przydawała się podczas walki z mnóstwem innychdręczących mnie lęków. Jednak kilka lat później, kiedy stałam na grzbiecie urwiskawychodzącego na Atlantyk, byłam przekonana,żetym razem nie może się sprawdzić.- Nie wydaje ci się,żetego lata Simon wygląda inaczej? - zapytała Justine,podchodząc do mnie i wykręcając mokre włosy.- Jakby doroślejszy? Przystojniejszy?Przytaknęłam w milczeniu. Fizyczna przemiana Simona była pierwszą rzeczą, którąod razu zauważyłam, gdy wcześniej tamtego dnia on i jego młodszy brat Calebzapukali do naszych drzwi. Ale to nie była pora na takie rozmowy - jak wtedy, gdyogrzewałyśmy się przed starym kamiennym kominkiem w domku nad jeziorem.Teraz najważniejsze było to,żebyśmyw ogóle dotarły do domku nad jeziorem.- Caleb zresztą też - podjęła znowu. - Liczba nieszczęśliwie zakochanych dziewczątw stanie Maine tego roku musiała wzrosnąć co najmniej czterokrotnie.Spróbowałam pokiwać głową, nie odrywając wzroku od kłębiącej się wody ispienionych fal piętnaście metrów niżej.Justine owinęła sobie ręcznik wokół pasa i podeszła do mnie. Stała teraz tak blisko,żenos wypełnił mi bijący od jej włosów zapach soli; poczułam chłód jej wilgotnejskóry tak wyraźnie, jakby zetknęła się bezpośrednio z moim ciałem. Kropelki wodyspływały z kosmyków jej włosów, z cichutkim plaśnięciem spadały na ciepłe, szareskały, posyłając drobniutkie rozpryski na moje stopy. Nagły podmuch wiatru uniósłodrobinę wody i powstała mgiełka, która nas otuliła, a wtedy moje drżenie przeszło wdreszcze. Gdzieś w dole rozbrzmiewałśmiechSimona i Caleba, którzy wspinali siępo stromejścieżcewiodącej przez las z powrotem do miejsca, w którym na nichczekałyśmy.- Jesteśmy na basenie - zaczęła swoją grę. - Stoisz na trampolinie niecały metr nadwodą.Pokiwałam głową. To była chwila, o której rozmyślałam przez całą sześciogodzinnądrogę z Bostonu; chwila, którą od zeszłego lata wyobrażałam sobie co najmniej razna dzień. Wiedziałam,żeto wydaje się straszniejsze, niż jest w rzeczywistości; wciągu dwóch lat, odkąd odkryliśmy stary szlak prowadzący w to ustronne miejsce, zdala od turystów i spacerowiczów, Justine, Simon i Caleb skakali z tego urwiskadziesiątki razy i za każdym razem wychodzili z tego cało, bez choćby jednegozadrapania. Co więcej - wiedziałam,żejeśli nie zdecyduję się na skok, już zawszebędę czuć się jak smarkacz w naszej niewielkiej wakacyjnej grupie.- Woda w basenie jest podgrzewana - mówiła dalej Justine. -A kiedy już wskoczysz,wystarczy,żeodepchniesz się dwa razy, i znajdziesz się przy drabince, a później namiękkim leżaku.- I może jeszcze wściekle przystojny kelner przyniesie mi owocowego drinka, co?Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Nie było sensu dalej mnie namawiać. Skoroopanowałam się już na tyle, abyżartować,wiadomo było,żezrezygnowałam.- Obawiam się,żezapomniałem zabrać z domu ananasy - rozległ się głos Caleba zanaszymi plecami - ale wściekle przystojny kelner zgłasza swoją gotowość do usług.Justine odwróciła się.- No nareszcie. Umieram z zimna!Kiedy oddaliła się od krawędzi urwiska, pochyliłam się do przodu. Ulga, jaką terazczułam, była chwilowa; wiedziałam,żeim dalej znajdę się od urwiska Chione, tymsilniejsze będzie moje rozczarowanie: przecież przysięgałam sobie przez okrągły rok,żeskoczę, a jednak nie zrobiłam tego... nie potrafiłam. Wiedziałam,żetej nocy będędługo leżeć, nie mogąc zasnąć,żebędzie mi przykro, bo po raz kolejny okazałam siętchórzem, mięczakiem.- Sinieją ci usta - zauważył Caleb.Odwróciłam się i ujrzałam, jak otrzepuje swój ulubiony ręcznik plażowy - odkądpamiętam, jedyny, jaki ze sobą zabierał: z rysunkowym homarem w kąpielówkach iokularach przeciwsłonecznych - i okrywa nim Justine. Przyciągnął ją do siebie izaczął energicznie pocierać jej ramiona i barki.- Kłamca. - Uśmiechnęła się do niego spod frotowego kaptura.- Masz rację. Są raczej niebieskofioletowe. Albo liliowe. Bo to zbyt piękne usta,żebybyły po prostu sine. Tak czy inaczej, sądzę,żepowinienem je rozgrzać.Przewróciłam oczami i ruszyłam po koszulkę i szorty. Tego lata Justine też coś sobieobiecała -żenie będzie znowu migdalić się z Calebem, tak jak w poprzednie wakacjei te wcześniejsze. „Przecież to jeszcze dzieciak", stwierdziła wcześniej. „Ja jużskończyłam szkołęśrednią,a jemu został jeszcze cały rok. A poza tym jedyne, czymsię zajmuje, to brzdąkanie na tej swojej głupiej gitarze, pod warunkiemżeakurat niegra na komputerze. Nie zamierzam tracić ani chwili dłużej na coś, co nigdy niewykroczy poza nieskończone godziny całowania się... nawet jeśli to całkiemprzyjemnie spędzone godziny". Kiedy zapytałam, dlaczego nie spotyka się zSimonem, który miał już za sobą pierwszy rok nauki w Bates College i który dziękitemu wydawał się bardziej odpowiedni pod względem wieku i intelektu, jej twarzwykrzywił grymas. „Z Simonem?", powtórzyła. „Chodzącą i gadającą prognoząpogody? Mózgowcem, który traktuje studia jako pretekst,żebymóc badać formacjechmur? Nie, dziękuję". Justine wytrzymała aż pół godziny - tyle, ile zajęło namwypakowanie rzeczy z bagażnika naszego samochodu, przekąszenie czegoś lekkiegoi usadowienie się w starym subaru kombi Simona - zanim złamała złożoną sobiesamej obietnicę. Nie zaatakowała Caleba tak od razu, chociaż nie było wątpliwości,bo jej oczy błyszczały na jego widok,żetego pragnęła. Zaczekała, aż znajdziemy sięw samochodzie i ruszymy w drogę, po czym zarzuciła mu ramiona na szyję iścisnęłatak mocno,żezaróżowił się na twarzy. Teraz, kiedy ona tuliła się do jego piersi, janarzuciłam na siebie ubranie i podniosłam ręcznik. Mimożesłońce jeszcze niezaszło, a ja nawet nie zmokłam, trzęsłam się z zimna jak osika. Tak daleko na północstanu Maine temperatura wśrodkulata rzadko kiedy przekraczała dwadzieścia paręstopni, a przenikliwy wiatr sprawiał,żezawsze odczuwało się ją jak o co najmniejdziesięć stopni niższą.- Powinniśmy się zbierać - rozległ się głos Simona, który wyłonił się nagle napoczątkuścieżki.Simon był starszym, spokojniejszym i pilniejszym z braci Carmichaelów, któregowcześniej - oprócz tych cech - charakteryzowała także tyczkowata budowa ciała inieco wadliwa postawa, jednak w ciągu ostatniego roku zaszła w nim istotna zmiana.Jego ramiona, nogi i klatka piersiowa nabrały masy, a gdy nie miał na sobie koszulki,można było dostrzec dość wyraźnie odznaczające się mięśnie brzucha. Terazwydawał się nawet wyższy, bardziej wyprostowany. Bardziej przypominałmężczyznę niż chłopca.- Zaczyna się odpływ i zbierają się chmury.Justine posłała mi wymowne spojrzenie. Wiedziałam, co sobie myśli: inny program wTV, ta sama prognoza pogody.- Przecież dopiero przyjechaliśmy - stęknął Caleb.- A co z zachodem słońca? - poskarżyła się Justine. - Każdego roku przyrzekamysobie,żeobejrzymy go z tego miejsca, i ani razu nam się to nie udało.Simon wyjął z plecaka koszulkę i wciągnął ją przez głowę, nawet się przedtem niewycierając.- Będzie jeszcze wiele zachodów słońca. Zresztą dzisiaj wszystko zasłonią potężnechmury burzowe, które nadciągają w tę stronę.Podążając wzrokiem za jego skinieniem, spojrzałam na horyzont. Albo za bardzokoncentrowałam się na wodzie, by zwrócić uwagę na niebo, albo zasłona czarnychchmur pojawiła się znikąd.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]