Raija ze śnieżnej krainy 08 - Bente Pedersen - Czarownica,

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
BENTE PEDERSEN
CZAROWNICA
1
- Nikt tu nie mieszka - odezwał się nieco zrezygnowany głos. - To samo serce
najdzikszego pustkowia. Nawet pardwa nie założyłaby tu gniazda. Jesteś na płaskowyżu, ojcze
Petri.
Po tych słowach rozległ się śmiech na kilka głosów. Przyjazny, lecz denerwujący.
Ktoś inny odpowiedział powoli, niemal dostojnie:
- Śmiejcie się, śmiejcie, ale to gdzieś tutaj widziałem dym. Jestem pewien, że pochodził
z ziemianki.
W najbardziej na północ wysuniętej części kraju noce znowu stały się jasne. Raija z
trudem przetrwała z dziećmi długą zimę. Od nowa nauczyła się żyć podobnie, jak żyła dawno
temu, kiedy jeszcze była dzieckiem. Przydały się doświadczenia z lat, które spędziła z
Lapończykami.
Wtedy stanowiła część wspólnoty. Maleńką cząstkę wielkiej rodziny. Teraz wszystko
zależało od niej samej. Rzecz jasna, obecne położenie różniło się od poprzedniego, ale natura
wydawała się niezmienna. Raija wiedziała, czego się może po niej spodziewać, znała zarówno
jej dobre, jak i złe strony. Oczywiście wiele jej i dzieciom brakowało. Często kładli się spać
głodni.
Silny ucisk w żołądku stał się czymś więcej niż tylko przykrym wspomnieniem z lat
dzieciństwa.
Jednak mróz im zbytnio nie dokuczał. I byli razem.
Raija prostowała plecy, kiedy o tym myślała. Jej sytuacja nie wydawała się zatem
całkiem beznadziejna.
Sumienie wiele razy toczyło twardą walkę z rozsądkiem w ciągu miesięcy, które
upłynęły od czasu, kiedy zeszła z dziećmi na ląd ze statku „Sankt Nikołaj” z Archangielska.
Życie mogłoby się ułożyć zupełnie inaczej, gdyby się odważyła udać na wschód, choć
Aleksiej już na nią nie czekał, gotów podać silne i pewne ramię. W najtrudniejszych chwilach
wyrzucała sobie, że tu została. Nazywała siebie nieodpowiedzialną matką i płakała nad własną
głupotą. W Rosji dzieci miałyby przynajmniej co włożyć do ust. Kiedy jednak zasypiały
spokojne i zadowolone, Raiję również wypełniało wielkie, błogie ciepło.
Wtedy wiedziała, że Rosja to kraj nie dla niej. Że to tutaj, pośród tego jałowego i
podszytego wiatrem krajobrazu, musi wyjść na spotkanie swemu losowi.
Nie mogła od tego uciec.
Ziemianka znajdowała się na zupełnym pustkowiu. - Na początku Raija martwiła się z
tego powodu. Bywały dni, kiedy wszystko w niej wołało o rozmowę z kimś dorosłym. Choć
bardzo kochała swoje maluchy, męczyło ją, że skazana jest wyłącznie na ich towarzystwo.
Wszystkie myśli zachowywała dla siebie. Zmartwienia. Marzenia. Tęsknoty. Nie miała
nikogo, z kim mogłaby się nimi podzielić. Nikogo, kto by potrafił zrozumieć.
Niestety, wyrosła już z rozmów z nie istniejącymi postaciami. Wymyślony wierny
przyjaciel, który zawsze znajdował się w pobliżu, w dzieciństwie stanowił jakby klucz do
zamykania się przed samotnością.
Taki Mikkal w myślach.
Raija skończyła dwadzieścia jeden lat. Nadal snuła wiele marzeń, lecz one już nie były
tak czyste jak w dzieciństwie. I nigdy się takie nie staną.
Zbyt wiele w życiu widziała, zbyt wiele czuła, zbyt wiele wiedziała. Mikkal istniał
naprawdę. Mikkal, którego chyba nawet dobrze nie znała, lecz którego darzyła tak gorącym
uczuciem.
Nie mógł w wyobraźni stać się kimś innym.
Reijo zniknął. Nawet Reijo, który bardziej niż ktokolwiek inny wydawał się jej
niewzruszoną opoką, wymknął się z jej życia. Nawet on nie mógł uskrzydlić marzeń, które
pozwoliłyby jej przetrwać. Tęsknota stawała się nie do zniesienia.
Głód zbijał się w małą grudkę. Tęsknota natomiast rozchodziła się po całym ciele,
wymykając się ukradkiem spod serca. Nie sposób było jej zamknąć w jakimś ograniczonym
obszarze - wżerała się we wszystko.
Mimo to Raija dostrzegała również dobre strony swego pobytu na odludziu.
Samotna kobieta niewiele by mogła zdziałać, gdyby na jej drodze pojawili się źli ludzie.
Tutaj przynajmniej czuła się bezpieczna.
Wraz z wydłużającymi się dniami i coraz jaśniejszymi nocami zaczął ją jednak
nawiedzać strach.
Nie mogła przecież przewidzieć, kto następnego dnia przejdzie obok jej ziemianki. Nie
mogła wiedzieć, czy będzie miał dobre, czy złe zamiary. Musiała się liczyć z tym, że nie zdoła
obronić siebie i dzieci, gdyby ktoś chciał ich skrzywdzić.
Miała nóż. Nie była jednak pewna, czy potrafiłaby go użyć. Zawsze drżała jej dłoń, gdy
tylko dotykała trzonka. Nawet wtedy, kiedy miała się posłużyć nożem w całkiem zwyczajnym,
bezkrwawym celu.
Nóż budził w niej wstręt.
Panującą wokół ciszę zakłóciły czyjeś głosy. Raija zorientowała się, że coraz bardziej
się nasilają. Potwierdziły to, z czego od pewnej chwili zdawała sobie sprawę: wkrótce ktoś
przejdzie obok. Ktoś zauważy ziemiankę. Z jakiegoś powodu nie napawało jej to jednak lękiem.
Dopiero po pewnym czasie zrozumiała, dlaczego przede wszystkim budziło jej ciekawość.
Zbliżający się ludzie rozmawiali po fińsku.
Po plecach Raiji przebiegł dreszcz radości. Przeczesała palcami włosy i poczuła, że
policzki nabrały życia.
Jej ojczysta mowa.
Jej rodacy.
Minęło nieskończenie wiele czasu, odkąd rozmawiała w swoim rodzimym języku.
Nie pomyślała nawet o tym, że również Finowie dzielą się na dobrych i złych.
Uznała, że skoro pochodzą z jej rodzinnych stron, to muszą być dobrymi ludźmi.
Było ich czterech. Kiedy z wahaniem weszli do ziemianki, wydawało się, jakby
wypełnili sobą po brzegi całe wnętrze.
Silny, wysoki mężczyzna, odchrząknąwszy, rzucił niepewnie po norwesku:
- Dzień dobry. - Po czym zaraz, na tym samym oddechu, wykrzyknął po fińsku: - Na
Boga, chłopaki, przecież to kobieta!
Raija mogłaby płakać z radości, tak bardzo ją ucieszył ich widok. Poczuła się jeszcze
lepiej, kiedy mogła się odezwać w ich mowie.
- Dzień dobry. Siadajcie, proszę. Moja kobiecość nic chyba na tym nie straci! -
powiedziała z uśmiechem.
- Do licha, nie jesteś Norweżką - stwierdził jasnowłosy chłopak.
Usiadł tak, żeby płomień paleniska nie przesłaniał mu widoku dziewczyny. Raija
zauważyła to i poczuła, jak bardzo ją to cieszy. Była ogromnie spragniona czyjegoś
zainteresowania. Nawet taki drobiazg sprawił jej wielką przyjemność.
- Co, u diabła, robi kobieta na takim pustkowiu? - zdziwił się silny, ciemnowłosy
mężczyzna. Również on usiadł, lecz zajął miejsce na wprost Raiji, tak że patrzyli na siebie
poprzez złocisty blask płomieni. - Chyba nie mieszkasz tu sama? - pytał dalej, zanim Raija
zdążyła odpowiedzieć.
- Dzieci. - Raija wskazała ręką na maluchy. Dwoje najmłodszych spało. Maja i Elise
obudziły się na dźwięk głosów i wyglądało na to, że nie ma takiej siły, która zmusiłaby je do
ponownego zaśnięcia. Chłonęły wszystko, co się wokół działo, skoro wreszcie coś się działo.
- Uciekasz przed czymś? - spytał mężczyzna podejrzliwie, a na jego czole pojawiła się
sieć zmarszczek.
W głosie przybysza Raija wyczuła ojcowski ton i to ją rozzłościło.
- A jeżeli tak? - spytała ostro. - Co cię to obchodzi? A co ty tu robisz? Tak daleko od
domu?
Młodszy mężczyzna o rudoblond włosach roześmiał się. Jego śmiech był wesoły i
zaraźliwy. Po krótkiej chwili wszyscy musieli się uśmiechnąć.
- Petri znowu uderza - zażartował pod adresem ciemnowłosego towarzysza.
Raiji spodobało się to imię. Pasowało do niego.
Uśmiech na twarzy młodzieńca pozostał równie szeroki, kiedy ten wstał i wyciągnął ku
Raiji niezbyt czystą dłoń.
- Aleksanteri Kilpi. Dwadzieścia trzy lata. Wolny i z nikim nie związany. Na razie
niezbyt bogaty, ale to nie ma żadnego znaczenia, dopóki jestem równie ubogi w troski. Nie z
własnej woli podróżujący po tej kamienistej krainie. Należę do załogi tego nieokrzesanego
starca...
Połowy.
Raija powinna była się tego domyślić. To właśnie o tej porze roku mężczyźni
przygotowywali się do połowów w Finnmarku. Tak jak w Lyngen Finowie zmierzali na
wybrzeże, by później po skończonych połowach, wrócić do swych domów.
Móc znowu dotknąć dorosłego człowieka... Dłoń młodzieńca nie była duża, ale silna.
Ciepła. Szorstka i stwardniała, ale ciepła. Raija szybko ją uścisnęła.
- Raija - powiedziała. - Raija Alatalo... Kesaniemi. Dlaczego wymieniła nazwisko
Reijo? To nie było konieczne. Reijo przecież odszedł. W ten sposób dał jej do zrozumienia, że
jest wolna. Posiadała wprawdzie świstek papieru stwierdzający, że nazywa się Kesaniemi, ale w
sercu była i pozostała Raiją Alatalo.
Aleksanteri nie puszczał jej ręki. Jego przymrużone oczy wyglądały jak dwa
półksiężyce.
- Co się z nim stało? Z Kesaniemim? Raija uważała, że to nie ma znaczenia. Mogła rów-
nie dobrze powiedzieć, że Reijo nie żyje.
- Wyjechał.
Wąskie szczęki zacisnęły się nieznacznie. Aleksanteri uścisnął mocno rękę dziewczyny
i cofnął dłoń. Na jego twarzy widniał uśmiech, lecz Raija dostrzegła, że jasne oczy
pociemniały. W tym młodym, rozmownym mężczyźnie zyskała przyjaciela.
Dwaj pozostali, dotąd tylko ciemne sylwetki zarysowane w cieniu, zwrócili na siebie
uwagę, również wysuwając dłonie.
Raija stwierdziła, że to jeszcze chłopcy, młodsi od niej. Przedstawili się jako bracia
Tapio i Markku Koski. Także oni wskazali na mężczyznę, którego nie mogła wyraźnie
zobaczyć zza płomieni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agraffka.pev.pl