Rabindranath Tagore-Poezja, Literatura indyjska, Rabindranath Tagore
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1913
RABINDRANATH TAGORE
Rabindranath Tagore (właściwie: Thakur) urodził się w
1861 roku w Kalkucie, w starym i bogatym rodzie bramiń-
skim, zasłużonym dla kultury Indii. Dziad poety przebywał
na dworach królowej Wiktorii i Ludwika Filipa; bratanek
do dziś jest uważany za najwybitniejszego hinduskiego
malarza.
W 1877 roku Tagore wyjechał na studia do Anglii; wró-
cił do Indii w 1884 roku, ożenił się i zajął prowadzeniem
rodowego majątku. Zaczął działać na niwie literackiej,
społecznej i pedagogicznej. W 1901 roku założył w swych
dobrach szkołę z internatem, która przez długie lata była
wyjątkowym — jak na Indie — centrum kształcenia postę-
powych elit. Tagore zresztą zyskiwał sobie ogromną po-
pularność, realizując swoją postawą coraz wierniej ideały
głoszone przez Gandhiego. W 1912 roku podróżował po-
nownie po Europie; peregrynacja ta była jakby marszem
triumfalnym. Jego twórczość m.in. rozpropagował W.B.
Yeats, który sam w dziesięć lat później otrzymał Nagrodę
Nobla. W następnych latach Tagore bardzo wiele podró-
żował po świecie; jego sława rosła i niemal wszędzie był
przyjmowany entuzjastycznie.
Zmarł w 1941 roku.
Pisał w języku bengalskim; niektóre utwory sam przetłu-
maczył na język angielski, ale pozostawił po sobie tak
ogromny dorobek, że do dziś w większości nie przełożony
na języki europejskie. Pisał także prozę, utwory sceniczne
i sam komponował muzykę do własnych pieśni. Z cykli po-
etyckich za najważniejsze należy uznać przede wszystkim:
Pieśni wieczorne
(1879),
Pieśni ofiarne
(1912),
Rosnący
księżyc
(1913),
Ogrodnik
(1913),
Owocobranie
(1916),
Zabłąkane ptaki
(1916),
Świetliki
(1928).
Owocobranie
(fragmenty)
15
Twoja mowa jest prosta, mój Mistrzu, lecz nie tych, co
mówią o tobie.
Rozumiem głosy twych gwiazd i milczenie twych drzew.
Wiem, że serce mi się otwierało jak kwiat, a życie me
napełniało się u skrytego źródła.
Pieśni twoje, podobne ptakom z odludnej krainy śniegu,
lecą wić gniazda w mym sercu w ciepły czas kwietnia i do-
brze mi jest czekać na tę radosną porę.
/
2
6
Żebrak we mnie podniósł chude dłonie w bezgwiezdne
niebo i krzyczał w ucho nocy zgłodniałym głosem.
Modły jego zwrócone były do ślepej ciemności, która
leżała, podobna upadłemu bogu, w pustym niebie straco-
nych nadziei.
Krzyk jego pożądania wirował wokół czeluści zwątpie-
nia, jak ptak zawodzący okrąża swe puste gniazdo.
Lecz kiedy ranek rzucił kotwicę na krawędzi wschodu,
żebrak we mnie podskoczył i krzyknął:
„Błogosławiony jestem, że głucha noc mnie odepchnęła,
że jej skarbiec był pusty!"
Krzyczał: „O życie, o światło, jesteście wspaniałe!
I wspaniała jest radość, która was nareszcie poznała!"
48
Wnieś piękno i ład w me opustoszałe życie, niewiasto,
jak wnosiłaś je w mój dom, póki żyłaś.
Wymieć precz zakurzone skorupy godzin, napełnij pu-
ste dzbany i napraw, co było zaniedbane.
Potem otwórz wewnętrzne drzwi wnęki, zapal świecę
i spotkajmy się tam, milcząc, przed naszym Bogiem.
56
Przystąpiłeś do mnie na chwilę i dotknąłeś mnie wielką
tajemnicą kobiety, ukrytą w sercu stworzenia.
Ona, która wciąż zwraca Bogu jego własny wpływ sło-
dyczy; ona jest wiecznie świeżą pięknością i młodością
przyrody; ona tańczy w pluszczącym strumieniu i śpiewa
w świetle poranka; ona wzbierającymi falami karmi sprag-
nioną ziemię; przez nią Wiecznie Jedyny rozdwaja się w
rozkoszy, która nie może się już w sobie pomieścić i prze-
lewa się z bólu miłości.
68
Dzisiaj rano rozwarło się nagle okno mojego serca,
okno, wychodzące na twoje serce.
Ujrzałem ze zdumieniem, że imię, z którego mnie znasz,
wypisane jest w kwietniowych liściach i kwiatach, i sie-
działem milczący.
Na chwilę odwiana była zasłona między moimi a twoimi
pieśniami.
Zobaczyłem, że światło twego poranka pełne jest mych
własnych pieśni, niemych, nie wyśpiewanych; pomyśla-
łem, że mógłbym się ich nauczyć u twych stóp, i siedzia-
łem milczący.
Leopold Staff
Pieśni ofiarne
(fragmenty)
8
Dziecko w książęce odziane szaty, z klejnotnym na szyi
łańcuchem, traci wszelką przyjemność w zabawie, strój
jego na każdym przeszkadza mu kroku.
W trwodze, aby go nie rozedrzeć lub nie zapylić, trzyma
się z dala od świata, lęka się niemal poruszać.
Matko, nie na dobre wychodzi ten przymus strojenia, je-
śli oddziela człowieka od zbawczego pyłu ziemi, jeśli poz-
bawia go prawa wkraczania na wielkie targowisko pospoli-
tego życia ludzkiego.
'
11
Daj spokój tym zawodzeniom, tym śpiewom, temu od-
mawianiu różańca. Do kogóż ty się modlisz w tym ciem-
nym kącie świątyni, w obrębie bram zamkniętych?
Otwórz oczy i patrz, Bóg twój nie stoi przed tobą.
On ci przebywa, gdzie oracz twardą przeoruje ziemię
i gdzie kamieniarze tłuką kamienie. Przebywa z nimi
w słońcu i na deszczu, a szata jego pokryta jest pyłem.
Zdejmij z siebie płaszcz ten święty i jako on zstąp na zapy-
loną ziemię!
Wyzwolenie? Gdzież znaleźć to wyzwolenie? Mistrz
nasz wziął radośnie na siebie więzy stworzenia: związał się
z nami na wieki.
Wyjdźże ze swoich rozmyślań i zostaw w spokoju kwia-
ty i kadzidła! Co szkodzi, że potargasz i zbrukasz swe suk-
nie? Idź ku niemu i w pocie czoła trudź się z nim razem.
90
W dniu, w którym śmierć zapuka do twych wrótni, cóż
ty jej ofiarujesz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]