Ratując twe życie 4 - 6, Fanficki HP, HG SS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział 4 cz. 1 Na misji
Co u diabła się z nim dzieje?
Już od godziny przemierzał ten pusty pokój i ciągle nie mógł się uspokoić. Przez całe swoje życie
zawsze miał pod kontrolą ciało i umysł, ale teraz ta sytuacja i ta dziewczyna… było to takie inne.
Zazwyczaj coś takiego w jego świecie oznaczało tylko kłopoty.
Nauczył się zawsze przemyśleć wszystkie za i przeciw nim cokolwiek zrobi. Unikał uczuć, które
trudno ukryć. Musiał zawsze trzymać umysł zamknięty dla innych, a teraz stawało się to coraz
trudniejsze z minuty na minutę.
Za pierwszym razem takie myśli nie zaprzątały mu głowy. Zrobił to, co było konieczne, by przeżyli
obydwoje. Oczywiście czuł się wtedy dobrze, lecz nie miało to głębszego znaczenia. Tak, myślał
o niej w nocy, ale to, co się wydarzyło było natury czysto fizycznej.
Była jego uczennicą, dwadzieścia lat młodszą. Była przerażona i działała tak, jak nakazał jej
instynkt. Co u diabła się z nim dzieje?
Nadal nie mógł przestać o niej myśleć.
Prawdę powiedziawszy był wstrząśnięty, gdy rzeczywiście znalazł ją tam. Być może zakładał, że
będzie się trzymać od niego z daleka i nie opuści bezpiecznej kwatery Zakonu. Byłoby to mądre
posunięcie. W głębi duszy ucieszył się, że przyszła. Znów zapragnął poczuć jej delikatną jak
aksamit skórę tuż przy swojej. Gdy ich ciała się dotykały ledwo mógł zapanować nad sobą i swoją
żądzą.
Słuchanie jej jęków, możliwość czucia, jak jej ciało drży pod jego dotykiem było niesamowite i
podniecające. Nie pamiętał, by kiedykolwiek przydarzyło mu się coś takiego. Z ust wyszedł mu
suchy, ochrypły głos, gdy powiedział jej, co ma zrobić. Jego palce w tym czasie nie zaprzestały
swojej pracy, dawały jej przyjemność jednocześnie drażniąc się z nią. Widział jak ciężko jej
skoncentrować się na jego słowach.
Wtedy, gdy go dotknęła, a on odsunął się, z trudem zachował nad sobą kontrolę. Jego całe ciało
pragnęło jej, tak bardzo, że aż sprawiało to ból. Wiedział, że nie jest w stanie przestać, jeśli tylko
zacznie. Nie mógł sobie pozwolić na tego typu zachowanie.
Jedna jego połowa krzyczała, że powinien trzymać się od niej z dala, druga natomiast planowała
pretekst, by znowu ją ujrzeć. Co się do licha z nim dzieje?
Spotkanie właśnie miało się zacząć, słyszał już hałasy na zewnątrz. Wziął głęboki oddech,
uspokoił się i zamknął dostęp do swojego umysłu.
Zasiedli naokoło stołu, mając na sobie maski i oczekiwali przybycia swego Mistrza. Spotkanie
trwało około dwóch godzin, tak by każdy mógł zabrać głos. Dyskutowali nad przyszłymi planami,
omówili szczegółowo zadania, które zostały im przydzielone na poprzednim spotkaniu. Musiał
wbijać sobie paznokcie w dłoń, by skoncentrować się na tym, o czym rozmawiano, mogły,
bowiem paść jakieś użyteczne informacje. Po zakończonym zebraniu Czarny Pan nakazał mu
udać się do jego gabinetu.
Wiedział, że musi mu coś powiedzieć i tak też uczynił.
- Dziewczyna powiedziała, że na razie planują powrót na Grimmauld Place. Zaklęcie Fidelisa nie
chroni jednak już tego miejsca. Nie podjęli jeszcze decyzji, kiedy się tam przeniosą. To wszystko,
co wiedziała.
Nie byłoby mądre, obmyślać więcej dopóki nie rozważy całości planu. Wymamrotał, więc jakąś
wymówkę i wyszedł, by jak najszybciej dotrzeć na Spinners End.
Już przed drzwiami wyczuł ten charakterystyczny zapach warzących się eliksirów, zaklął pod
nosem i wkroczył do środka. Był zmęczony, ale wiedział, że musi dodać kilka składników dziś w
nocy.
Gdy po kilku godzinach w końcu położył się do łóżka, okazało się, że nie może zasnąć. Podobnie
jak ubiegłej nocy i jeszcze wcześniejszej, gdy tylko przymykał powieki przed jego oczami stawał
obraz dziewczyny. Wstał i poszedł usiąść na kanapie, przy kominku. Liczył na to, że ognista
whisky mu pomoże.
Wkrótce jego zmysły były odurzone alkoholem, lecz to ich nie powstrzymało. Wpatrywał się w
ogień, a jego głowę wypełniała dziewczyna i wielka ochota, by znowu dotknąć jej delikatnej skóry.
Zaczął wyobrażać sobie, co stałoby się gdyby pozwolił jej siebie wtedy dotknąć. Mógł niemal
poczuć na sobie jej ręce.
Zamknął oczy i obraz jej leżącej na podłodze pod nim wypełnił mu umysł. Nawet nie zauważył,
kiedy jego ręce powoli rozpięły szatę.
Jęknął, gdy w wyobraźni owinęła swoje nogi wokoło jego pasa. Tymczasem jego dłoń musnęła
przez materiał powiększającą się wciąż erekcję.
Wsunął palce pod bieliznę, delikatnie przesuwając po całej swojej długości, wyobrażając sobie,
że to jej palce i zdusił kolejny jęk. Objął go palcami i wyczuł, jak bardzo się powiększył. Powolutku
zaczął poruszać ręką w górę i w dół nabierając cały czas prędkości. Przez cały czas miał przed
oczami obraz Hermiony, wijącej się z rozkoszy.
Przygryzł dolną wargę, w momencie, gdy zaczął poruszać biodrami, jęcząc przy tym cicho. Nie
trwało to długo. Nim odzyskał świadomość po właśnie przeżytym orgazmie, jego oczy rozwarły
się w szoku.
Podniósł się i skierował do łazienki. Wskoczył pod prysznic, zimna woda powodowała dreszcze,
ale też przyjemnie schłodziła jego rozpalone ciało.
Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie zrobił zwłaszcza, że przez tyle dni się kontrolował. To tylko
komplikowało wszystko. Będzie musiał skupić się jeszcze bardziej niż do tej pory i trzymać myśli
na uwięzi w obecności swego Pana.
I to by było na tyle. Musi znaleźć sposób, by trzymać ją z dala od tego wszystkiego, z dala on
niego samego. Pomyśli nad jakimś innym sposobem przekazywania informacji, a on nigdy więcej
już jej nie ujrzy. To jest najlepsze, co może zrobić.
To właśnie z taką myślą wrócił do łóżka. Udało mu się w końcu zasnąć, lecz budząc się ponownie
odkrył, że ma następny wzwód.
Rozdział 4 cz. 2 Na misji
Następna noc minęła jak ubiegłe. Obudził go ból w ramieniu, podciągnął rękaw ukazując Mroczny
Znak, jarzący się na jego skórze.
W ciągu zaledwie kilku minut, był ubrany i stanął przed swoim Panem wraz z większością
śmierciożerców. Mieli misję, wyjaśnił im ich mistrz.
Jeden z jego szpiegów w Ministerstwie został pojmany, potrzebował teraz kogoś na jego miejsce.
Mieli wyruszyć do Londynu i włamać się do kilku wybranych domów. Po rzuceniu Imperiusa mieli
pozostawić domowników gotowych na wykonywanie rozkazów.
Nie trzeba było dodawać, że jeśli cel odbije klątwę mają go zabić. Na szczęście niewielu
czarodziei potrafiło tego dokonać.
Było już ciemno, gdy wyszli na zewnątrz. Podążyli wszyscy razem ubrani w swoje maski. Nie
odezwali się do siebie nawet słowem. Pojedyncze POP i znaleźli się w Londynie. Rozdzielili się
na trzy grupy.
Szedł wraz kilkoma innymi do domku położonego zaledwie kilka metrów dalej. Drzwi rozwarły się
z głośnym hukiem, wkroczyli do środka trzymając różdżki w pogotowiu.
Czarownica i czarodziej mieszkający tam, zostali gwałtownie wytrąceni ze snu, nie mając nawet
czasu na reakcję.
Krzyki zadane Cruciatusem wypełniły pokój. Dzięki zaklęciom wyciszającym nikt na zewnątrz nie
zwrócił na nie uwagi. Śmiał się z nimi z nieszczęśników przez kilka minut. Zasugerował, by rzucili
na nich Imperiusa i oddalili się nim ktoś ich nakryje. Niechętnie przystali na tą propozycję, rzucili
klątwę zostawiając ofiary nieprzytomne na podłodze i opuścili budynek, aby dołączyć do innej
grupy.
Wiedział, co zaraz nastąpi. Ilekroć szli na misję zawsze tracili nad sobą kontrolę, a ten wieczór
nie był wyjątkiem.
Pierwszą ofiarą był mugolski mężczyzna idący ulicą, wkrótce dołączyło do niego paru innych.
Trzymali ich unoszących się nad swoimi głowami, w międzyczasie szukając wzrokiem
następnych „celów”, którymi mogliby się pobawić.
Nie mógł zostać tam ani minuty dłużej. Był zmęczony tym wszystkim, a zwłaszcza podszywaniem
się pod kogoś, kim już nie był od lat.
Nie był dobrym człowiekiem, co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Nadal wierzył w znaczenie
czarodziejskiej krwi, uważał się za lepszego od reszty ludzi, bo należał do takiej rodziny. Był
podły i często pastwił się nad zwykłymi ludźmi, napawając się ich poniżeniem. Mimo to na
dłuższą metę torturowanie mugoli nie cieszyło go. Nie był tacy jak oni, ale nie różnił się od nich,
aż tak bardzo.
Prawdę mówiąc w ogóle nie obchodziło go, co robią tamci. Nie mógł ich powstrzymać, więc nie
było potrzeby dłużej tutaj przebywać. Wziął udział w kilku ich „zabawach”, by nie wzbudzać
podejrzeń, po czym odwrócił się i odszedł. Wiedział, że nawet nie zauważą jego nieobecności,
zbyt dobrze się bawili.
Na początku udał się na Spinner’s End, ale przypomniał sobie, że pewna książka do eliksirów
została w kwaterze głównej. Była mu potrzebna do ukończenia pewnej mikstury. Westchnął z
frustracji i deportował się tam.
Było to takie dziwne, owo miejsce nigdy nie wydawało się takie puste, zawsze kilka osób się tutaj
kręciło. Wiedział jednak, że teraz znajduje się tutaj tylko Czarny Pan.
Udał się do biblioteki najciszej jak potrafił, praktycznie bezszelestnie, by go nie usłyszano. Nie
miał ochoty tłumaczyć się mistrzowi, co tutaj robi, gdyby ten odkrył jego obecność. Nie chciał
rozmawiać z nim po raz kolejny.
Pokój był ciemny i pusty. Użył swojej różdżki, by rozświetlić mrok, po czym podszedł do biurka,
przy którym wcześniej pracował. Przerzucał książki w poszukiwaniu tej jednej, która była mu
potrzebna, gdy przez przypadek natknął się na zwój pergaminu. Nie przypominał sobie, aby
zostawiał go tutaj, gdy wychodził. Było tam napisane jego imię.
Rozwinął go na stole i zmarszczył brwi, gdy okazało się, że zwój jest pusty. Miał złe przeczucia, a
już dawno temu nauczył się ufać swoim instynktom.
Po kilku sekundach dotknął go różdżką i wyszeptał kilka słów. Papier nadal był pusty.
Wypróbował inne zaklęcie i dopiero za czwartym razem na pergaminie pojawiły się słowa. Szybki
rzut oka wystarczył, by odpłynęły wszystkie kolory z jego twarzy, włożył zwój do kieszeni i w
pośpiechu wybiegł z pokoju.
Istniał powód, dla którego musiał spalić pergamin, za pomocą którego kontaktował się z Granger.
Był to niezawodny sposób komunikowania się, ale dość silny czarodziej mógł ujawnić to, co
zostało na nim wcześniej napisane.
Ktoś, kto zostawił to wśród jego rzeczy miał pewność, że znajdzie go i przeczyta. Pogrywali z
nim, zwodząc go. Jednak mimo wszystko miał nie wracać tutaj, aż do jutrzejszego poranka.
Znalazł to wcześniej niż przypuszczano, więc może nie jest jeszcze za późno, aby cokolwiek
zrobić.
Gdy tylko opuścił kwaterę główną i był z dala od bariery, aportował się do lasu kolejny raz.
Widział światło padające z okna, wyciągnął różdżkę i puścił się biegiem przed siebie
spodziewając się najgorszego.
Otworzył drzwi i stanął w nich, dysząc i obejmując wzrokiem scenę rozgrywająca się przed nim.
Wysoki mężczyzna, otulony czarną szatą, noszący maskę śmierciożercy stał pośrodku pokoju,
obrócony do niego plecami i starał się utrzymać Granger pod kontrolą.
Jedna jego ręka spoczywała na jej szyi, przyszpilając ją do ściany, podczas gdy druga trzymała
różdżkę skierowaną dokładnie na nią. Twarz miała obrzmiałą i umazana we krwi, a usta rozchyliła
w walce o oddech. Nogi dyndały nad podłogą, a paznokcie zatopiła w ramieniu, które ją więziło,
tworząc na nim krwawe pręgi.
- Teraz dostaniesz to, na co zasługujesz. Z nami się nie zadziera. Za pierwszym razem nie
mogłem cię zabić, ale teraz nie jesteś w stanie mi uciec.
Wziął głęboki oddech, odzyskując spokój i skierował różdżkę na mężczyznę, po czym spokojnie
powiedział.
- Nie powinieneś był tego robić Lucjuszu.
Rozdział 5 cz. 1 Rycerz w lśniącej zbroi
Przestała się szamotać, gdy tylko usłyszała jego głos. Obróciła twarz w tamtą stronę, by na niego
spojrzeć. Stał w drzwiach, twarz miał opanowaną jak zawsze, ale jego różdżka była skierowana w
plecy Malfoy’a.
- Severusie, jak to miło z twojej strony, że przyłączyłeś się do nas. Jednak muszę przyznać, że
nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie.
Nagle poczuła się znów bezpiecznie. Patrząc w jego oczy wiedziała, że nie pozwoli mu ją zabić.
Jej twarz musiała zdradzać, że poczuła ulgę, ponieważ Malfoy, który nie przestawał jej
obserwować roześmiał się głośno.
- Oh, moja droga, jakie to urocze… myślisz, że on przybył żeby cię uratować, nieprawdaż? Twój
rycerz na białym rumaku w lśniącej zbroi. Ty naprawdę wierzysz, że on nie oszukiwał cię przez
cały czas udając tą całą troską o twój los.
W końcu zdjął swoją maskę i odwrócił się w kierunku Snape’a, nie wypuszczając jej z rąk.
- Cóż Severusie, musisz być naprawdę dobrym aktorem! Wyglądałeś tak przekonująco kilka nocy
temu.
- Pozwól jej odejść Lucjuszu, znasz rozkazy Czarnego Pana w tej sprawie.
Zesztywniał na sekundę, po czym odwrócił się w jej stronę i pozwolił, by jej stopy dotknęły ziemi.
Różdżkę miał cały czas w nią wycelowaną. Zrobił krok bliżej, jego usta były zaledwie o kilka cali
od jej ucha, kiedy wyszeptał.
- Powiedz mi coś dziewczyno. On jest jedynym, który cię oszukał, nie widzisz tego? Dlaczego
jakikolwiek czarodziej, zwłaszcza taki Śmierciożerca dbałby kiedykolwiek o taką małą szlamę jak
ty?
- Lucjuszu - powiedział Snape ostrzegawczo.
- Nie obawiaj się Severusie, to już nie ma znaczenia, ona nigdzie stąd nie pójdzie.
- Ty wiesz, co się stanie, jeśli ją zabijesz, prawda? Czarny Pan nakazał swoim zwolennikom
trzymać się od niej z daleka. Jak myślisz, co zrobi, gdy dowie się, że sprzeciwiłeś się jego
rozkazowi.
Ręka na jej szyi wzmocniła uchwyt. Twarz Lucjusza była wykrzywiona z wściekłości, kiedy
spojrzał na Snape’a jeszcze raz.
- Myślisz, że nie wiem, co próbujesz zrobić? Chcesz zebrać całą chwałę dla siebie, tak samo jak
wtedy, kiedy zabiłeś Dumbledora, mam rację? Ona powinna być dla mojego syna, dla mojej
rodziny. Nie zrobisz tego ponownie, nie pozwolę ci na to.
- Więc to o to ci chodzi. Być może powinieneś przedyskutować moje wmieszanie się w tą śmierć,
ze swoją uroczą żoną. Jestem pewien, że usłyszysz kilka interesujących cię faktów.
- Nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia. Dopilnuję jednak, żeby Czarny Pan dowiedział
się, jaki jesteś naprawdę. Określa cię mianem najwierniejszego sługi, a wszystko, co robisz to
tylko gra pozorów. Chcesz go przekonać, że twoje zadanie jest najważniejsze. Nie jesteś ode
mnie lepszy!
- Jeśli Pan traktuje cię w taki sposób, to tylko z twojej winy, zawiodłeś go, nie odzyskałeś
przepowiedni. Wylądowałeś w Azkabanie i musiał cię stamtąd wyciągać. Twój syn nie był w
stanie zabić Dumbledore’a, kiedy miał do tego okazję. Jeśli nie pomógłbym mu wtedy w ucieczce,
ujawniając moją rolę szpiega, to on byłby już martwy i ty to wiesz.
Prawie na siebie wrzeszczeli, kierując różdżki na siebie nawzajem. Była tym wszystkim
przerażona, bała się o siebie, ale z jakiegoś powodu także o Snape’a, który narażał się dla niej,
nie bacząc na słowa Malfoy’a.
W końcu ją puścił, upadła ciężko na podłogę. Zawyła z bólu kiedy poczuła swoje żebra. Obróciła
się by mieć na oku obydwu mężczyzn, ujrzała zmartwione spojrzenie Snapea gdy jego oczy
spotkały jej. P chwili jego wzrok powrócił na twarz Malfoya, w momencie gdy ten rzucił klątwę.
Snape z łatwością uniknął ciosu, odbijając je różdżką.
- Daj spokój, Lucjuszu, stać cię na coś więcej niż to i obydwaj o tym wiemy. Powinieneś jednak
rozważyć swoje działania. Pan nie będzie szczęśliwy, kiedy dowie się o twoim ataku na mnie.
Nabrała powietrza, kiedy kolejny błysk światła wypłynął z jego różdżki. Tym razem zaklęcie
pchnęło Snape’a do tyłu o kilka metrów nim je odparł kontratakiem.
Usta miała szeroko otwarte, gdy obserwowała ten pojedynek. Przemieszczali się po chacie,
jaskrawe promienie z ich różdżek śmigały w powietrzu, uderzały o ściany, sporadycznie
dosięgając swojego celu. Jeszcze nigdy w życiu nie oglądała czegoś takiego.
Minuty mijały, a ona mogła zobaczyć gniew i zmęczenie na ich twarzach. Niespodziewanie rękaw
Malfoy’a zajął się ogniem. Zaledwie na moment odwrócił twarz próbując go ugasić, gdy fioletowe
światło wyleciało z różdżki Snape’a i pomknęło w jego kierunku.
Musiał uskoczyć w bok, by uniknąć trafienia, zaklęcie uderzyło w ścianę za nim, zaledwie o cal od
jej głowy. Krzyknęła ze strachu, kiedy część ściany zawaliła się tak blisko niej, spojrzała na
Snape’a, ich oczy spotkały się tylko na moment, ale to wystarczyło dla Malfoy’a, wycelował swoją
różdżkę raz jeszcze i w końcu go trafił.
Widziała jak po raz kolejny jego ciało uderzyło o ścianę, różdżka wyleciała mu z dłoni. Był
przykuty do ściany, ręce i nogi miał unieruchomione. Malfoy zrobił parę kroków na przód,
zatrzymał się dopiero, gdy ich ciała niemal się stykały.
- Cóż wydaje mi się, że mała szlama pomogła mi bardziej niż by chciała.
- Przestań- wyszeptał Snape - albo będę musiał usunąć jej wspomnienia po tym, co zrobię z
Tobą.
Słyszała głośny śmiech Malfoya zanim powiedział donośnym głosem.
- Zrobić ze mną? Oh proszę, spójrz tylko na siebie, nie możesz się ruszyć, myślisz, że co możesz
mi zrobić.
- Lucjuszu, ostrzegam cię, nawet, jeśli ja niewiele mogę, ściągniesz na siebie gniew Pana, a w
twojej obecnej sytuacji wiesz jak się to skończy.
Mogła spokojnie powiedzieć, że Malfoy był niezdecydowany, ale nie zaskoczyło jej, kiedy
wrzasnął Crucio i nagle całe pomieszczenie wypełnił krzyk. Widziała swojego byłego nauczyciela
przyszpilonego do ściany, torturowanego i jęczącego z bólu. Wiedziała, że musi coś zrobić, ale
co?
Zaczęła rozglądać się naokoło. Pamiętała, że jej różdżka powinna być gdzieś w pobliżu, wzrok
zatrzymał się jednak na byłym nauczycielu, który leżał kilka metrów od niej. Próbowała podnieść
się, lecz jej ciało było za bardzo obolałe. Podczołgała się, więc mając nadzieję, że Malfoy tego
nie spostrzeże, próbowała nie jęczeć z bólu. Wyciągnęła rękę i zacisnęła palce na różdżce.
Wycelowała nią w Malfoy’a w momencie, gdy ten powiedział Avada... ona krzyknęła-
Expelliarmus.
Został odrzucony na drugą stronę pokoju, rozbrojony. Spojrzała ponownie na Snape’a i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]