Rajd po milosc,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Samantha HunterRajd po miłośćTłumaczenie:Katarzyna CiążyńskaPROLOG– Nie godzę się na żadną emeryturę – stwierdził kategorycznie Brody. – Kazałeśmi to rozważyć. Moja odpowiedź brzmi nie.Jud Harris, rzecznik prasowy sponsora, dzięki któremu przez minione pięć latBrody brał udział w wyścigach, nachylił się.– Obawiam się, że po skandalu w klubie nie masz wyboru. Musisz się zastosowaćdo zaleceń.Zastosować się. Brody zacisnął pięści pod stolikiem. Próbował opanować złość.– Mam dość zasobne konto. Stać mnie na sfinansowanie samochodu i załogi.Pewnie musiałby opróżnić konto do czysta, ale przez rok czy dwa dałby radę, dochwili znalezienia sponsora.Gdyby go znalazł.– Daj spokój, Brody. Jeśli my cię opuścimy, mniejsi sponsorzy pójdą naszym śla-dem. Przez lata na wiele rzeczy patrzyliśmy przez palce, ale teraz musimy ograni-czyć straty. Prosimy cię tylko, żebyś przez jakiś czas przeczekał w ukryciu, żebyśsię trzymał z dala od kłopotów i kolumn plotkarskich.Brody zmełł w ustach przekleństwo. Doskonale rozumiał, że Jud ma rację. Spon-soring to coś więcej niż pieniądze, sponsorzy współtworzą wizerunek zespołu. Bu-dzą zaufanie.– Mówiłem ci, czemu się tam znalazłem…– Nieważne, co się naprawdę wydarzyło. Liczy się, jak to przedstawiono w me-diach.Brody wstał, by zyskać dystans, nim straci cierpliwość. Wiedział, że Jud mówiprawdę, i to właśnie go dręczyło.Znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Chciał pomóc żonate-mu przyjacielowi, który do niego zadzwonił z modnego klubu zbyt pijany, by usiąśćza kierownicą. Paparazzi, którzy stale czekają na jakiś skandal, ujrzeli, jak Brodywychodzi z klubu o trzeciej w nocy.Media go osądziły, nie miał okazji wyjawić powodu swojej obecności w klubie,w każdym razie publicznie. Nie chodziło mu nawet o krycie przyjaciela, który niepowinien był się tam znaleźć, ale o trójkę jego dzieci, którym chciał oszczędzić wi-doku pijanego ojca w telewizji czy gazecie.Przez lata Brody zasłużył na opinię playboya, więc wiedział, że zostanie to uznaneza kolejny rozdział w historii Szalonego Brody’ego Palmera.Jud wziął jego milczenie za namysł i dalej naciskał.– Poza tym nikt nie każe ci tego rzucić. Prasa ma uznać, że zrezygnowałeś. Tozwiększy zainteresowanie. Fani cię kochają. Będą za tobą tęsknić i zechcą, żebyśwrócił. Wtedy wrócisz, a my zbudujemy napięcie. W wielu dyscyplinach sportu taksię działo.– A co mam robić w międzyczasie?– Znajdź jakąś miłą dziewczynę, ożeń się, a przynajmniej zaręcz. Później możeszz nią zerwać. Za dwa sezony urządzimy ci wielki powrót. Ludzie są teraz bardziejrodzinni, czasy się zmieniają. Twój styl życia… Cóż, musimy chronić markę – rzekłstanowczo Jud.Brody bał się, że głowa mu pęknie, kiedy Jud perorował. Za kierownicą myślał tyl-ko o pracy, lecz w życiu kierował się własnymi zasadami. Robił, co chciał, aż do tejpory.Jego życiem były wyścigi samochodowe. Myśl, że mógłby to stracić… Nie może dotego dopuścić.Wsparcie sponsora ma wpływ na cały zespół, nie tylko na niego. Chodzi o reputa-cję i przyszłość wielu osób. Może za jakiś czas znajdą inną pracę, ale nie od razui nie wszyscy.– Będziecie nadal płacić członkom zespołu?– Przez cały sezon, ale nie mogą znać prawdy. To będzie część naszej umowy.Gdyby to wydostało się na zewnątrz, wtedy z umowy nici. Rozumiesz?Brody skinął głową.– Uwierz mi – ciągnął Jud – uda się. Musisz tylko zmienić swoje zachowanie. Dzie-sięć lat temu uszłoby ci to na sucho, teraz ludzie raczej tego nie akceptują.Więc przez rok nie będzie się ścigał i ma wszystkich okłamywać. Świetnie to ro-zumiał, ale mu się to nie podobało. Pewnych granic nie przekraczał. Nie sypiałz mężatkami, nie kłamał i dotrzymywał obietnic. Miał dość innych wad, którym za-wdzięczał stałą obecność w mediach. Te trzy przykazania były święte.Czuł wewnętrzny sprzeciw, ale musiał myśleć o zespole. To tylko jeden sezon, po-tem wróci silniejszy niż dotąd.Już on się o to postara.– Dobra. Przygotuj dokumenty.Brody wyszedł, nie czekając na odpowiedź Juda, ale gdy stanął przed biurowcemw centrum Manhattanu, poczuł się zagubiony. Wmieszawszy się w tłum przechod-niów, pomyślał: Co ja, do diabła, pocznę z sobą przez ten rok?ROZDZIAŁ PIERWSZYHanna Morgan siedziała w kiepsko oświetlonym barze w Atlancie. Na stolikuprzed nią po lewej stronie stał nietknięty talerz z żeberkami, po prawej butelkapiwa, a na wprost otwarty laptop. Sfrustrowana odsunęła laptop, zamieniając gomiejscami z talerzem.Dwa miesiące temu rzucenie posady księgowej wydawało jej się świetnym pomy-słem, teraz miała poważne wątpliwości. Spytała szefa, dlaczego wciąż pomija się jąprzy awansach w firmie, której oddała wszystko, co najlepsze.– Jest pani zbyt rozważna, żeby zająć się większymi klientami, Hanno – powie-dział jej szef. – Oni potrzebują kogoś, kto potrafi myśleć niekonwencjonalnie, znaj-dować twórcze rozwiązania.Zbyt rozważna? Nie wiedziała, że rozwaga i odpowiedzialność to coś złego w za-rządzaniu pieniędzmi. No więc im pokazała. Rzuciła pracę. Trudno to nazwać roz-ważnym zachowaniem, prawda? Podobnie jak jazdę po kraju w poszukiwaniu no-wych celów i nowej pracy. Właśnie teraz zachowywała się kompletnie nierozważ-nie.Zlizała z palców sos, a potem znów sięgnęła do talerza. Pracując nad blogiem, niezjadła lunchu. Wielka Przygoda Hanny, na którą tak liczyła, jak dotąd trochę ją roz-czarowała. Owszem, starała się, ale przygoda i ryzyko nie leżały w jej naturze.Spojrzała na parę komentarzy pod blogiem.Ładne. Miłe. Było też pytanie, czy ma jakieś swoje zdjęcia i kiedy przyjedzie dopewnego miasta.Uff. Nie takiej przygody szukała.Niestety, choć aktywnie uczestniczyła w mediach społecznościowych i prowadziłablog, nie miała wielu komentarzy. Ale w końcu wciąż jest tam nowa. Potrzeba cza-su, by się wybić.Z westchnieniem odsunęła talerz i przysunęła laptop. Może przynajmniej dokoń-czy zadanie internetowego kursu pisania. Lata pracy w księgowości zubożyły jej ję-zyk. Gdy skupiła się na pracy, ktoś zajął miejsce naprzeciwko niej.– Nie lubi pani żeberek?Przystojniak z południowym akcentem i szelmowskim uśmiechem patrzył na niąpytająco.– No nie, są wspaniałe – odparła, a potem na jego obcisłej koszulce zobaczyła na-zwę baru.– Pomyślałem, że spytam, kiedy odsunęła pani talerz. Muszę mieć pewność, żeklienci są zadowoleni, zwłaszcza tacy ładni klienci. – Puścił do niej oko, a Hanna sięzaśmiała.Przystojniak z nią flirtował. Nagle straciła zainteresowanie blogiem.– Dzięki. – Skrzywiła się w duchu, że tak beznadziejnie flirtuje.– Jestem Jarvis. – Wyciągnął rękę. – Pracuje pani w okolicy? A może jest pani stu-dentką uniwersytetu?Hanna ujęła jego dłoń, ciepłą i silną, ale nie dominującą. Przez moment pozwoliła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]