Rafał Ziemkiewicz - Strefa jest w nas, e-papier, Rafał Ziemkiewicz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rafał A. Ziemkiewicz
Strefa jest w nas
Lubię usiaść sobie w fotelu, zapalić fajkę i podumać. Kiedy ma się już
na koncie kilka nie najlepszych książek i kombinuje się nad następ-
nymi, warto zastanowić się czasem nad swoją pracą, nad konwencją,
którą się uprawia, nad tym, co już zostało w niej zrobione wystarcza-
jąco dobrze, a oc jeszcze czeka na swego autora. tekst, który prezentu-
ję poniżej, powstał w efekcie tych właśnie rozmyślań. Nie jest to żad-
na wypowiedź młodego-obiecującego, nie jest to też krytyka literacka
w ścisłym tego słowa znaczeniu. Pozwalam sobie sprzedać swoje re-
leksje o fantastyce socjologicznej w nadziei, że komuś się przydadzą.
Choćby do tego, by mógł stwierdzić, że błądzę i znaleźć drogę, która
lepiej od wskazanych przeze mnie doprowadzi do celu.
Fantastyka socjologiczna stanowi objętościowo drobny procent
produkcji wydawniczej lat ostatnich. Mimo to chyba najsilniej zawa-
żyła na kształtowaniu się gatunku i najbardziej przyczyniła się do jego
przewartościowań. Wzbudziła niekłamany entuzjazm, jej mistrzowie
szybko zajęli miejsca uznanych sław polskiej SF. Na pewno jest tym
radzjem fantastyki, o którym najwięcej się ostatnio mówi i - zarazem
- o którym najmniej się pisze.
Jest to oczywiście paradoks tylko pozorny - o tym stanie rzeczy de-
cydują głównie względy natury pozamerytorycznej. Droga, na którą
musi wstąpić krytyk tego nurtu jest jeszcze bardziej kręta i kamieni-
sta od tej, która twierała się przed autorami social-iction na przeło-
mie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Mimo wszystko jednak
wejść na nią trzeba, choćby przyszło nam długo kołować, nim trai-
my na dogodne przejście przez spiętrzone głazy.
To, co dotąd o fantastyce społecznej napisano - w recenzjach, wy-
wiadach, dyskusjach, wreszcie w jednym, jak na razie, wnikliwie i sze-
roko omawiającym tę kwestię eseju („Kilkunastu Hamletów” Macieja
Parowskiego) - dotyczyło głównie korzeni konwencji, starało się wy-
jaśnić dlaczego się pojawiła i na czym w ogóle polega. Uważny czytel-
nik może zebrać te odłamki i złożyć sobie z nich w miarę pełny ob-
raz wzlotów social-iction. Dowie się z nich, co w tej fantastyce uda-
ne i wybitne, co zadecydowało o jej sukcesie.
Mnie osobiście interesuje sprawa nieco inna. Czy Zajdel, Wnuk-Li-
piński, Oramus, Parowski i - w niektórych swych tekstach - Żwikie-
wicz, wyczerpali już tę studnię do dna, jak zdarza się czasem słyszeć?
Czy można pisać fantastykęsocjologiczną po nich, a jeśli można - to
jak uniknąć powtarzania się, na co skierować główny wysiłek. By od-
powiedzieć na to pytanie nie czuję się w obowiązku kreślić dokład-
nego obrazu social-iction. To robota dla innych. Myślę zresztą, że w
przypadku tej fantastyki na uogólnienia i podsumowania jest jeszcze
grubo za wcześnie.
Fantastyka socjologiczna to - w największym skrócie - literatura o
systemach, opisująca szczegółowo światy i sposób ich funkcjonowa-
nia. Pod tym względem niewiele różni się od kasycznej SF „złotego
wieku”. Uwaga autorów i czytelników skupiona jest nadal na maszynie
- tyle, że idzie tu o ten szczególny rodzaj maszyny, jaką jest połeczeń-
stwo ujęte w karby cywilizacji technicznej. Zobaczmy tylko, jak często
opiera się na najprostszym z możliwych chwytów fabularnych - opo-
wieści, w której bohater poznaje prawdę o świecie i odkrywa rządzą-
ce nim prawa. Tak jest w „Paradyzji”, „Limes Inferior”, „Sennych zwy-
cięzcach”, „Twarzą ku ziemi”...CZasem poznanie prawdy jest misją bo-
hatera i osią fabuły („Paradyzja”), czasem snuję się on tylko bez wy-
raźnego celu, a kolejne wtajemniczenia spadają mu na głowę wbrew
jego woli i chęci („Twarzą ku ziemi”). Wyrusza w swą podróż z punk-
tu „nie wiem” do punktu „wiem” )bardzo celne streszczenie powie-
ści socjologicznych, dokonane przez Parowskiego we wspomnianym
już eseju) z różnych miejsc w społecznej hierarchii i z różnych przy-
czyn. Nie zmienia to faktu, że jest przede wszystkicm kamerą, mikro-
fonem, oraz maszynką do kojarzenia faktów i podawania wysnutych
z nich wniosków czytelnikowi. Wnętrze jego duszy pozostaje sprawą
nie można powiedzieć „nieważną”, ale na pewno drugorzędną.
Przykładem może najciekawszym niech będzie tu Deogracias z
„Sennych zwyciezców” Oramusa - młodziak, wchodzący w dorosłość
i szukający w niej miejsca dla siebie, zarazem ułomny i obdarzony
nadludzkimi zdolnościami. Przywołuję właśnie tę postać, bo jaskra-
wo widać w niej nie tylko ulubiony chwyt social-iction, ale też naj-
częstsze jej tąpnięcie. Tak skrojony bohater mógłby stać się postacią
naprawdę dużego formatu, zwłaszcza, że zostaje w końcu postawiony
przed koniecznością dokonania wyboru między tymi, którzy manipu-
lują społeczeństwem i tymi, którzy są manipulowani. Wybór ten po-
winien stanowić koronę powieści, nadać jej sens głębszy od wszyst-
kiego, co wcześniej powiedziała. Zamiast tego książka urywa się na-
gle, jak ucięta nożem. Decyzję bohatera poznajemy, jej rzpyczyn, tego
co działo się w tym ekstermalnym momencie w jego duszy - nie. Wi-
dać nie o to autorowi chodziło. We wszystkich niemal powieściach so-
cjologicznych (celowo tu nie mieszam tu opowiadań - to inni auto-
rzy i co innego przyjdzie im wytknąć) wybór bohatera zostaje przy-
porządkowany fabule, musi być ktoś, kto system poznaje, patrzy na
niego z zewnątrz. Gdy w polu widzenia pojawiają się ludzie tworzą-
cy system i współuczestniczący w nim, służą jedynie jego fabularne
pionki, cofnięte do drugiego planu. Używając takich bohaterów moż-
na system opisać, zgoda. Ale zrozumienie go wymaga skupienia uwa-
gi na ludziach, którzy ten system tworzą i którzy wprawiają społecz-
ną machinę w ruch.
Zakończenia nie są zresztą najsilniejszą stroną socjologicznych po-
wieści. Rinah z „Paradyzji”, dowiedziawszy się wszystkiego, czego w
swej misji miał się dowiedzieć siada i zamyśla się głęboko. Baśniowa,
wzięta z zupełnie innej historii pointa „Limes Inferior” rzuca czytel-
nika w obszar czarnej rozpaczy i nie pointuje właściwie niczego. „Wir
pamięci” ucięty zostaje po zakończeniu pierwszej fabularnej sekwen-
cji, z miejsca otwierając ciąg dalszy („Rozpad połowiczny”, szczerze
go polecam). Neut z powieści Parowskiego odgrywa do końca narzu-
coną mu przez władców świata rolę i nie potrai zdobyć się na nic,
poza kłamliwymi samousprawiedliwieniami. I tak dalej. Wydaje się, że
autorzy dostali zadyszki i musieli przystanąc w połowie zbocza (nie
jest to zarzut - i tak zaszli wyżej, niż dotąd wzrok sięgał). diagnoza
toczącej świat choroby postawiona została ostro i przejrzyście, po-
parta licznymi, przekonywującymi argumentami. Zaordynowania le-
ków jak dotąd nikt się nie podjął. Stąd końcowe uniki bądź urywanie
powieści bez próby zebrania jej wątków myślowych w jedne punkt.
Spróbował tego Zajdel w „Paradyzji”, lecz odpowiedź jest połowiczna
- wolno się spodziewać, że dopiero po wypaleniu dziur w pancerzu
sztucznej planety zaczęłaby się zabwa na całego. Stosunkowo najle-
piej sprawił się na tym polu Żwiczkiewicz, autor który fantastyki so-
cjologocznej nie uprawia, ale często o nią zawadza. Ale trzecia część
tryptyku „Drugiej jesieni” też nie domyka wszystkich pootwieranych
wcześniej drzwi.
Oczywiście, literatura powołana jest nie do udzielania odpowiedzi,
ale do zadawania pytań. Naprawdę jednak dobrze sformułowane py-
tanie zazwyczaj zawiera w sobie odpowiedź, lub przynajmniej jej za-
rodek. Fantastyka socjologiczna wyartykułowała najdobitniej te py-
tania o teraźniejszość i przyszłość, które na przełomie lat siedemdzie-
siątych i osiemdziesiątych najboleśniej nurtowały Polaków. Zrobiła to
lepiej chyba, niż jakiekolwiek inne pisarstwo, na pewno w każdym ra-
zie z większym społecznym skutkiem. Jest to osiągnięcie główne i nie-
podważalne, przed którym można tylko schylić z szacunkiem głowę.
Czy jednak postawiono wszystkie pytania i czy sformułowano je w
sposób wystarczająco celny?
Sprawa kolejna: światy, jakie kreowane są w fantastyce socjologicz-
nej, wytwarzają w sobie mordercze dla jednostek ciśnienia. Ich miesz-
kańcy na każdym kroku poddawani są dramatycznym próbom, peł-
no tu dramatów i tragedii już nie tylko jednostek, ale całych społecz-
ności. tych tragedii jednak w utworach się nie wyczuwa, pozostają w
sferze domysłu, zarysowane, ale nie tknięte przez autorów. Funkcjo-
nowanie maszyny opisane jest ze spokojem naukowca, obserwujące-
go przez mikroskop konanie w męczarniach kolonii bakterii. Jeśli ktoś
zmiażdżony zostaje w trybach, powieść odnotowuje to sucho i rzeczo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]