Rafał Kosik - Obywatel, !!! 2. Do czytania, DO POSEGREGOWANIA!!

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rafał Kosik
Obywatel, który
się zawiesił
Opowiadania
Tom I
Spis treści
Spis treści
........................................................................................................................
2
Obywatel, który się zawiesił
...........................................................................................
3
Skrytogrzesznicy
...........................................................................................................
15
Mgła
..............................................................................................................................
52
Za dobre to zrobiliśmy
..................................................................................................
85
Coś, czego nigdy nie pamiętamy
................................................................................
102
Ohyda
..........................................................................................................................
119
Pokoje przechodnie
.....................................................................................................
150
Szczelina
.....................................................................................................................
154
Czy ktoś tu widział Boga?
..........................................................................................
202
Wyprawa szaleńców
...................................................................................................
213
Obywatel, który się zawiesił
Listonosz. Miałem ochotę go udusić; ledwo się powstrzymałem. Sztywną ręką
podpisałem pokwitowanie. Nadzwyczajnym wysiłkiem woli zmuszając się do uśmiechu,
oddałem mu długopis, miast wbić mu go w dłoń.
Chyba to zauważył, bo blady cofnął się i odszedł nienaturalnie szybkim krokiem.
List polecony. Czego znowuż chcą? Nic więcej im nie dam.
* * *
Porucznik Wiśniewski siedział na chłodnym asfalcie za kołem granatowego Passata.
Wymieniał baterie w niewielkim megafonie. Cztery, kupione przez niego za własne
pieniądze, baterie. Żenująca sytuacja. Musiał wysłać młodego mundurowego do kiosku, żeby
dalej prowadzić negocjacje.
Wsparcia wciąż nie było. Trzy radiowozy. Razem z nim siedmiu ludzi otaczało dom z
zabarykadowanym wewnątrz właścicielem.
Z piskiem opon zajechał kolejny radiowóz. Otworzyły się drzwi i obok
Wiśniewskiego klęknął młodszy mężczyzna w skórzanej kurtce.
- Kapitan Preis - przedstawił się. - Prosił pan o wsparcie.
- Prosiłem o brygadę antyterrorystyczną.
- Są w drodze. Kto tam jest?
- Nazywa się Łukasz Wroński. Były biznesmen. Miał sporą firmę handlującą
roślinami doniczkowymi. Obecnie pewniak do psychiatryka albo jeszcze lepiej do kostnicy.
Na posesji leżą ciała czterech ochroniarzy i dwóch naszych.
- Jezu! Co mu odwaliło?
- Odmówił zapłaty należności dla skarbu państwa. Po trzech wezwaniach przyjechał
komornik, ale gość go spławił, więc komornik wrócił ze wsparciem. Wsparcie leży w
ogródku, komornik w szpitalu.
- A nasi?
- Próbowali sforsować tylne drzwi. Rozwalił ich przez szczelinę strzelniczą.
- Szczelinę strzelniczą?!
- Ten dom to twierdza. Okna kuloodporne, drzwi z pancernej stali. Nie pozwolił nawet
zabrać ciał.
Młody policjant oparł głowę o błotnik i zapytał:
- Ile miał do zapłacenia?
- Trzysta osiemnaście złotych i pięćdziesiąt trzy grosze.
* * *
Chciałem po prostu hodować i sprzedawać rośliny, a stałem się biurokratą
przewalającym dziennie kilkaset bezsensownych papierów. Bywało, że przez cały tydzień nie
dotykałem liścia. Rośliny zamieniły się w pozycje w bazie danych. Ilość sprzedanych
doniczek, należny podatek VAT, podatek dochodowy, ZUS, opłaty na fundusze emerytalne,
korekty faktur, druczki WZ, PIT-y, RMUA, delegacje, rozliczenie kart wozów, formularze
zgłoszenia odbiorników radiowych w samochodach. Niemal całą energię poświęcałem na
wypełnianie zobowiązań wobec państwa i udowadnianie kolejnym urzędom, że nie próbuję
ich oszukać. Zrzucałem kolejne obowiązki na asystentkę, księgowego, prawnika, managerów,
ale wciąż nie miałem czasu na zwykłe wytarcie
fantasia japonica
z kurzu.
W końcu uschły mi kwiaty w moim własnym domu - zapomniałem ich podlewać.
* * *
Trzy policyjne radiowozy, nadjeżdżając w tej samej chwili z różnych stron,
zatrzymały się, blokując uliczki osiedlowe. W ułamku sekundy wypadło z nich dwunastu
mężczyzn w czarnych uniformach. Rozlokowali się za śmietnikami, latarniami, murkami i
zaparkowanymi samochodami.
Dowódca antyterrorystów nie uznał za stosowne przedstawić się. Przyklęknął za
latarnią obok samochodu Wiśniewskiego i zapytał:
- Są zakładnicy?
- Nie.
- Czego chce?
- Chce spokoju. - Wiśniewski próbował po raz kolejny zamknąć klapkę na baterie w
megafonie.
- Pytam, jakie ma żądania?!
- Żąda, żebyśmy się wycofali i dali mu spokój. Święty spokój.
- Nienormalny?
- Zapewne.
Czarny dowódca uniósł do ust własny megafon i powiedział:
- Jesteś otoczony. Wyjdź z rękoma do góry przez frontowe drzwi.
- Tego już próbowałem - wyjaśnił Wiśniewski. - Baterie zużyłem. Tak nie odpowie.
Wysyła e-maile przez serwer w Stanach. Dyżurna nam je czyta.
- Dlaczego nie rozmawia normalnie?
- Proszę go o to zapytać.
Dowódca opuścił głowę, myśląc nad czymś intensywnie. Potem rzucił do walkie-
talkie szybkie rozkazy.
Granaty z gazem łzawiącym i dymem odbiły się od szyb i spadły na trawnik. Otwory
strzelnicze były zbyt wąskie, by dało się w nie trafić z tej odległości. Po kilkunastu sekundach
dom wraz z ogródkiem spowijały kłęby dymu.
Trzech antyterrorystów przeskoczyło ogrodzenie z tyłu domu. Przebiegli ledwie kilka
kroków, gdy zapadła się pod nimi ziemia. Trzask gałęzi zagłuszył ciche mlaśnięcia
naostrzonych kołków.
Dwóch innych z metalowym taranem ruszyło w stronę frontowych drzwi. Kolejnych
dwóch przypadło do muru po obu stronach ganku. Taran zadźwięczał głośno, odbijając się od
pancernej stali. I tak jeszcze trzy czy cztery razy. Potem padło kilka strzałów.
Dym rozwiał się, ukazując ciała leżące na wypielęgnowanym trawniku.
- Kurwa, mogliście zapytać! - krzyknął Wiśniewski do czarnego dowódcy klęczącego
za latarnią.
- Pan już tu nie dowodzi - oświadczył tamten.
Pierwszy strzał w ramię odrzucił go zza latarni, drugi rozsmarował jego mózg po
asfalcie. Hełm turlał się po jezdni, klekocząc sprzączkami.
- Pan też... - powiedział Wiśniewski, leżąc na ziemi.
Chwilę później eksplodował pierwszy radiowóz.
* * *
Prowadzenie działalności gospodarczej w tym chorym kraju mnie przerosło. Raz w
miesiącu kontrola z kolejnego urzędu była już ponad moje siły. Nie pomagały łapówki, nie
pomagało zatrudnienie drugiego księgowego i zmiana prawnika. Państwo chciało ode mnie
coraz to więcej pieniędzy i troski. Tak to odbierałem - troski. Głównie o nią chodziło;
o
dopieszczanie urzędników. Systemu. Kolejne druczki, które musiałem osobiście dostarczać i
sygnować własnym podpisem. Wyjaśnienia, które musiałem składać i kolejki, w których
musiałem stać. Gdybym chciał czytać wszystko to, co podpisuję i znać paragrafy, na które
każą mi się powoływać, życia by mi nie starczyło.
* * *
Pociski z działka zwanego przez policjantów bazooką rozpryskiwały się na drzwiach
domu i ledwie matowiły szyby. Gdy zginęło następnych dwóch antyterrorystów, wszyscy
wycofali się za najbliższe budynki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agraffka.pev.pl