Rachel Caine - Wampiry z Morganville 11 - Ostatni pocałunek (księga 7), Wampiry z Marganville

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Last Breath – Ostatni Oddech
Rozdział 1
*Rzeczy napisane kursywą w nawiasach to wyjaśnienia dotyczące nazw własnych,
wyrażeń itp. mające pomóc w zrozumieniu kontekstu danej wypowiedzi
Usta Shane’a wydawały się jak aksamit na jej karku, a Claire zadrżała w rozkoszy, kiedy jego
oddech ogrzewał tam skórę. Przechyliła się do tyłu na niego z westchnieniem. Ciało jej chłopaka
wydawało się silne i bezpieczne, a jego ręce objęły ją, owijając ją komfortowo. Był wyższy niż ona,
więc musiał się zgiąć aby oprzeć swój podbródek na jej ramieniu i szepnął, - Jesteś tego pewna?
Claire skinęła głową. – Dostałeś zaległą wiadomość, prawda? To jest to, albo oni przyjdą i
zbiorą. Nie chcesz tego.
- Cóż, nie musisz być tutaj, - zwrócił uwagę – nie po raz pierwszy dzisiaj. – Nie masz zajęć?
- Nie dzisiaj, - powiedziała, - Miałam o mój Boże poranne laboratorium, ale teraz wszystko
skończyłam.
- Okej, więc nie musisz tego robić, bo jesteś zwolniona z podatków.
Przez zwolniona z podatków miał na myśli, że nie musiała płacić… krwią. Podatki w
Morganville były zbierane na trzy sposoby: miły sposób, przez centrum pobierania w śródmieściu,
albo nie tak miły sposób kiedy pojawiał się Krwiobus jak gładki, czarny rekin przed twoimi
drzwiami z Mężczyznami „technikami” w Czarnym-stylu aby zapewnić, że zrobiłeś swój
obywatelski obowiązek.
Trzeci sposób był siłą w ciemności, kiedy wychodziłeś bez Ochrony i zostawałeś zjadany.
Wampiry. Całkowity ból w szyi… dosłownie.
Shane miał całkowitą rację: Claire miała pisemny, legalny dokument, który mówił że była
zwolniona z odpowiedzialności darowizn. Popularna filozofia – i to nie było złe – była, że oddała
już wystarczająco dużo krwi Morganville.
Oczywiście, tak jak Shane… ale on wówczas nie zawsze był po wampirzej stronie.
- Wiem, że nie muszę, - powiedziała. – Chcę. Pójdę.
- Na wypadek, gdybyś się martwiła, nie boję się jak dziewczyny albo coś.
- Hej! – trzepnęła go w rękę. – Jestem dziewczyną. Co dokładnie mówisz, że nie jestem
odważna albo coś?
- Eeek, - powiedział Shane. – Nic. Dobra, amazońska księżniczko, załapałem.
Obróciła się w jego ramionach i pocałowała go, słodki wybuch ciepła, kiedy ich usta się
spotkały. Piękna radość tego uwolnionego wybuchu pęcherzyków wewnątrz niej, pęcherzyków
pełnych szczęścia. Boże, kochała to. Kochała go. To był burzliwy rok, a on… popełnił błąd, to był
najlepszy sposób w jaki mogła o tym myśleć. Shane miał ciemne okresy i walczył z nimi. Nadal
walczył.
Ale pracował tak ciężko aby to nadrobić, nie tylko dla niej, ale dla każdego, którego czuł, że
zawiódł. Michaela, jego (wampirzego) najlepszego przyjaciela. Eve, jego inną (niewampirzą)
najlepszą przyjaciółkę i ją też. Nawet rodzice Claire otrzymali prawdziwą uwagę; pojechał z nią
aby zobaczyć ich dwa razy z pozwoleniem na wyjazd od wampirów i był poważny i pewny nawet
pod rufą przesłuchania jej ojca. Chciał być inny. Wiedziała to.
Kiedy pocałunek w końcu się skończył, Shane miał odurzony, mętny wyraz jego oczu i
wydawał się mieć problem z puszczeniem jej. – Wiesz, - powiedział, odgarniając jej włosy z
policzka dużą, ciepłą dłonią, - możemy po prostu to zdmuchnąć i iść do domu zamiast pozwolić im
wyssać naszą krew. Spróbujmy jutro.
- Krwiobus, - przypomniała mu. – Ludzie przytrzymujący cię. Naprawdę tego chcesz?
Zadrżał. – Ni cholery. Okej, dobra, po tobie. – Stali na chodniku banku krwi Morganville z
jego wielkim, radosnym charakterystycznym znakiem upuszczania krwi i skrupulatnie czystym
publicznym wejściem. Claire musnęła go lekko wargami w policzek, uciekła zanim mógł ją znowu
przyciągnąć blisko i pchnęła drzwi do wejścia.
Wewnątrz miejsce wyglądało jakby dali mu makijaż – więcej radosnego oświetlenia niż
ostatnim razem, kiedy była i nowe meble wyglądające wygodnie i domowo. Nawet zainstalowali
akwarium pełne jaskrawo kolorowych tropikalnych śmigających dookoła żywego koralowca.
Ładne. Wyraźnie wampiry dla odmiany próbowały włożyć swoje najlepsze wysiłki aby uspokoić
ludzką społeczność.
Pani siedząca za kontuarem spojrzała w górę i uśmiechnęła się. Była człowiekiem i raczej
macierzyńska i wyciągnęła zapisy Claire i podniosła swoje cienkie, siwiejące brwi. – Oh, -
powiedziała. – Wiesz, że całkowicie zapłaciłaś za rok. Nie ma potrzeby…
- To dobrowolne, - powiedziała Claire. – Czy to okej?
- Dobrowolne? – powtórzyła słowo kobieta, jakby to było coś z obcego języka. – Cóż,
przypuszczam… - Potrząsnęła głową wyraźnie myśląc, że Claire była psychiczna i obróciła swój
uśmiech na Shane’a. – A ty, kochanie?
- Collins, - powiedział. – Shane Collins.
Wyciągnęła jego kartę i znowu uniosła brwi. – Zdecydowanie nie zapłaciłeś, Panie Collins. W
zasadzie jesteś sześćdziesiąt dni do tyłu. Znowu.
- Byłem zajęty. – nie złamał uśmiechu. Tak jak ona. Przypieczętowała jego kartę, napisała coś
na niej i z powrotem wsadziła do pliku, potem wręczyła im dwa druki papieru. – Przez drzwi, -
powiedziała. – Chcecie być w pokoju razem, czy osobno?
- Razem, - powiedzieli chórem i spojrzeli na siebie. Claire nie mogła zapobiec małemu
uśmiechowi, a Shane przewrócił oczami. – Jest w pewnym rodzaju tchórzem, - powiedział. –
Mdleje na widok krwi.
- Oh, proszę, - westchnęła Claire. – To jednak opisuje jedno z nas.
Recepcjonistka z całego jej macierzyńskiego wyglądu, wyraźnie nie była sympatyczna. –
Dobrze, - powiedziała raźnie. – Drugie drzwi po prawej, są tam dwa krzesła. Sprowadzę dla was
opiekuna.
- Ta, odnośnie tego… mogłabyś nam sprowadzić człowieka? – zapytał Shane. – Przeraża mnie
kiedy facet osusza mi krew, a ja słyszę jak jego żołądek burczy.
Claire tym razem walnęła go w rękę, niewątpliwe zamknął się i obdarował recepcjonistkę
promiennym uśmiechem, kiedy pociągnęła go w kierunku drzwi, które wskazała. – Naprawdę, -
powiedziała do niego, - czy byłoby to aż takie trudne nie mówić niczego?
- Coś w tym rodzaju, - wzruszył ramionami i przytrzymał otwarte drzwi dla niej. – Panie
przodem.
- Naprawdę zaczynam myśleć, że jesteś przestraszonym kotem.
- Nie, jestem tylko bezbłędnie uprzejmy. – Rzucił na nią kątem oka i powiedział z ciekawą
powagą, - Poszedłbym za ciebie pierwszy w każdej walce.
Shane zawsze był kimś, kto najlepiej okazywał miłość przez bycie opiekuńczym, ale teraz to
było celowe, sposób dla niego aby nadrobić to, jak daleko pozwolił swojemu gniewu i agresji
wydobyć najlepsze z niego. Nawet przy jego najgorszym, nie skrzywdził jej, ale zbliżył się
przerażająco blisko i to pokutowało pomiędzy nimi jak cień.
- Shane, - powiedziała i zatrzymała się aby spojrzeć na niego całkowicie twarzą w twarz. –
Jeśli dojdzie do tego, walczyłabym obok ciebie. Nie za tobą.
Trochę się uśmiechnął i skinął, kiedy zaczęli znowu się poruszać. – Nadal skoczyłbym na
pierwszą kulę. Mam nadzieję, że to dla ciebie okej.
Nie powinna, naprawdę, ale jednak wzruszenie za tym obdarowało ją kolejnym przypływem
ciepła, kiedy schodziła w dół wyłożonym wykładziną korytarzem i do drugiego pomieszczenia po
prawej. Jak reszta ludzkiej strony centrum pobierania, przestrzeń wydawała się ciepła i przyjemna;
rozkładane krzesła były skórzane, albo niektóre winylowym przybliżeniem. Głośniki nad głowami
grały coś akustycznego i delikatnego, a Claire zrelaksowała się na swoim krześle, kiedy Shane
kręcił się na swoim.
Stał się bardzo spokojny kiedy drzwi się otworzyły, a ich opiekun wkroczył do środka.
- Nie ma mowy, - powiedziała Claire. Po pierwsze ich opiekun był wampirem. Po drugie to
był Oliver. Oh, miał na sobie biały laboratoryjny płaszcz i trzymał schowek i wyglądał niejasno
oficjalnie, ale to był Oliver. – Czym dokładnie jest drugi w rozkazach w wampirzych sprawach
pobierający krew?
- Tak i czy nie musiałeś trzymać espresso w kawiarni? – dodał Shane z całkowicie
niepotrzebnym skrajnym sarkazmem. Oliver często był znajdywany za kontuarem w kawiarni, ale
nie był tam potrzebny. Po prostu lubił to robić, a Shane to wiedział. Kiedy byłeś tak
(prawdopodobnie) bogatym i (absolutnie) potężnym wampirem jak Oliver, mogłeś robić cokolwiek,
co cholernie bardzo chciałeś.
- Była panująca dookoła grypa, - powiedział Oliver ignorując ton Shane’a, kiedy wyjął
zaopatrzenie do pobierania krwi i położył je na tace. – Rozumiem, że krótko dzisiaj pracują.
Sporadycznie wciskam się.
W jakiś sposób to niezbyt wydawało się całą historią, nawet jeśli to była prawda. Claire
zmierzyła go nieufnie wzrokiem, kiedy przywiał stołek na kółkach obok niej i zawiązał opaskę
zaciskającą w miejscu na jej ramieniu, potem podał jej czerwoną, gumową piłkę do ściskania kiedy
przygotował igłę. – Przypuszczałem, że pójdziesz pierwsza, - powiedział, - dając Shane’owi
zwyczajny stosunek. – To było przekazane z każdym kawałkiem tak skrajnie oschłym jak sarkazm
Shane’a, a Shane otworzył usta, potem ucichł, z ustami rzednącymi do uporczywej linii. Dobrze,
pomyślała. Przynajmniej próbował.
- Jasne, - powiedziała. Dała radę nie skrzywić się kiedy jego zimne palce dotknęły jej
ramienia szukając żył i skupiła się na jego twarzy. Oliver zawsze wydawał się być starszy niż wiele
innych wampirów, jednak nie mogła dokładnie określić dlaczego: jego włosy, może, które były
powlekane siwymi smugami i związane z tyłu w kucyk w hipisowskim stylu tak jak teraz. Nie było
wielu zmarszczek na jego twarzy, naprawdę, ale zawsze po prostu strzelała w niego jako w średnim
wieku, a kiedy naprawdę się przyjrzała, nie mogła powiedzieć dlaczego wywierał na niej takie
wrażenie.
Głownie po prostu wydawał się bardziej cyniczny od innych.
Miał na sobie dzisiaj czarną koszulkę pod szarym nałożonym swetrem i niebieskie jeansy,
bardzo luźno; właściwie nie różniło się to zbytnio od tego, co miał na sobie Shane, z wyjątkiem, że
Shane kierował tak aby zrobić swój wygląd ostrym i modnym.
Igła wślizgnęła się z krótkim, gorącym wybuchem, a potem ból przygasł do cienkiego ukłucia,
kiedy Oliver przywiązał ją i przyczepił rury. Uwolnił opaskę zaciskającą i zaciski, a Claire
obserwowała ciemną, czerwoną linię krwi lecącą w dół plastiku i poza jej wzrok, do pobierającej
torby poniżej. – Dobrze, - powiedział. – Masz doskonały przepływ.
- Właściwie nie jestem… pewna jak się z tym czuję.
Wzruszył ramionami. – Ma dobry kolor i ciśnienie, a zapach jest dosyć ostry. Bardzo dobrze.
Claire poczuła się nawet jeszcze gorzej, kiedy to powiedział; opisał to jak entuzjasta wina
opowiadający o swoim ulubionym roczniku. W zasadzie po prostu czuła że jej słabo i oparła swoją
głowę o miękkie poduszki kiedy wpatrywała się w radosny plakat przyczepiony z tyłu drzwi.
Oliver przesunął się od niej do Shane’a, a kiedy wzięła kilka głębokich, uspokajających
oddechów przestała przypatrywać się obrazkowi kociaka i spojrzała na swojego chłopaka. Był
spięty, ale próbował tego nie pokazywać; mogła wyczytać to z nieco bladej, nieruchomej twarzy i
sposobu w jaki jego ramiona się zacieśniły, podkreślając mięśnie pod swetrem. Zakasał swój rękaw
bez słowa, a Oliver – również cichy – włożył opaskę zaciskową w miejscu i podał mu kolejną piłkę
do ściskania. W przeciwieństwie do Claire, która była ledwo w stanie zgiąć rzecz, Shane prawie ją
spłaszczył, kiedy ścisnął. Jego żyły były dla niej widoczne nawet po drugiej stronie pokoju, a Oliver
ledwo musnął palcami po nich, w ogóle nie napotykając oczu Shane’a, potem wsunął igłę tak
szybko i płynnie, że Claire prawie to przegapiła. – Kwarta,
(1 kwarta = 946,352946 mililitra –
przypuszczenie tłumacza)
– powiedział Shane’owi. – Nadal będziesz z tyłu swojego harmonogramu,
ale przypuszczam że nie powinniśmy od razu osuszać cię tak bardzo.
- Brzmisz na zawiedzionego. – głos Shane’a wydobył się słabo i włóknisto, a on położył
swoją głowę do tyłu o poduszki kiedy zatrzasnął swoje oczy. – Cholera, nienawidzę tego. Naprawdę
nienawidzę.
- Wiem, - powiedział Oliver. – Twoja krew tym cuchnie.
- Jeśli będziesz tak trzymał, uderzę cię. – powiedział to łagodnie Shane, ale miał to na myśli.
Był mięsień napięty jak stalowy kabel w jego szczęce, a jego ręka pompowała gumową piłkę
konwulsyjnymi ściśnięciami. Oliver puścił opaskę zaciskającą i zaciski, a krew Shane’a poruszała
się w dół rurki.
- Czy mogę określić użytkownika mojej darowizny? – zapytała Claire. To przykuło uwagę
Olivera i nawet Shane trzasnął powieką aby rzucić na nią okiem. – W każdym razie odtąd moja jest
dobrowolna.
- Tak, przypuszczam, - powiedział Oliver i wyciągnął czarny pisak. – Imię?
- Szpital, - powiedziała. – Na nagłe wypadki.
Obdarował ją długim, mierzącym spojrzeniem, a potem wzruszył ramionami i położył prosty
symbol krzyża na torebce – już w ćwierci pełnej – przed odłożeniem jej na stojak obok jej krzesła.
Shane otworzył usta, ale Oliver powiedział, - Nawet nie rozważaj powiedzenia tego. Twoja
jest już jest umówiona.
Shane odpowiedział na to dźwiękiem zakneblowania.
- Właśnie dlatego nie jest przeznaczona na moje konto, - powiedział Oliver. – Mam standardy.
Teraz, jeśli którekolwiek z was poczuje jakieś nudności albo osłabienie, naciśnijcie guzik. W
przeciwnym razie, będę z powrotem za kilka minut.
Wstał i poszedł w kierunku drzwi, ale zawahał się ze swoją ręką na gałce. Obrócił się do nich
i powiedział, - Otrzymałem zaproszenie.
Przez chwilę Claire nie wiedziała o czym on mówił, ale potem powiedziała, - Oh. Przyjęcie.
- Przyjęcie zaręczynowe, - powiedział. – Powinnaś pomówić ze swoimi przyjaciółmi o…
sytuacji politycznej.
- Ja – co? O czym ty mówisz?
Oczy Olivera podchwyciły jej, a ona uważała na jakiś rodzaj wampirzej konieczności, ale on
w ogóle nie zdawał się próbować. – Już spróbowałem ostrzec Michaela, - powiedział. – To
niemądre. Bardzo niemądre. Wampirze społeczeństwo w Morganville jest już… niespokojne;
wydaje im się, że ludziom dano już za dużo swobody, za dużo licencji na ich działalności pod
koniec. Zawsze była czysto nierozstrzygnięta relacja pomiędzy…
- Seryjnymi zabójcami a ofiarami? – wtrącił Shane.
- Opiekunem i tymi pod Opieką, - powiedział Oliver błyszcząc groźnym spojrzeniem na jej
chłopaka. – Ta, która jest koniecznie wolna od zbyt wielu emocjonalnych komplikacji. To
zobowiązanie, które wampiry mogą zrozumieć. To – połączenie pomiędzy Michaelem a twoją
ludzką przyjaciółką Eve jest… nieporządne i zabałaganione. Teraz kiedy grożą zatwierdzeniem tego
legalnym statusem… jest sprzeciw. Po obu stronach, zarówno wampirów i ludzi.
- Zaczekaj, - powiedział Shane. – Naprawdę mówisz nam, że ludzie nie chcą żeby oni się
pobrali?
- Jest pewne poczucie, że to nie jest właściwe, ani mądre aby pozwolić na wampirze/ludzkie
małżeństwo.
- To rasistowskie!
- To nie ma nic z rasą, - powiedział Oliver. – To ma wszystko z gatunkami. Wampiry i ludzie
mają nieruchomą relację a z Wampirzego punktu widzenia, to jeden z drapieżników.
- Nadal myślę, że masz na myśli pasożyta.
Gniew Olivera błysnął, co było niebezpieczne; jego twarz się zmieniła, dosłownie zmieniła,
jakby potwór pod spodem próbował się wydostać. Potem to zbladło, ale pozostawiło uczucie w
pokoju, mrowiący szok, który sprawił, że nawet Shane się zamknął, przynajmniej na teraz. –
Niektórzy nie chcą, żeby Michael i Eve się pobrali, - powiedział. – Możecie to wziąć ode mnie, że
nawet ci, którzy są obojętni wierzą, że to skończy się źle dla wszystkich zaangażowanych. To
niemądre. Powiedziałem mu to i próbowałem powiedzieć jej. Teraz mówię wam, żebyście ich
powstrzymali.
- Nie możemy! – powiedziała przerażona Claire. – Kochają się!
- To nie ma całkowicie nic wspólnego z tym, co mówię, - powiedział jej wampir i otworzył
drzwi pokoju. – Nie dbam o ich uczucia. Mówię o rzeczywistości sytuacji. Małżeństwo jest
polityczną katastrofą i zapali problemy, które są lepiej zostawione zbutwiałe. Powiedzcie im to.
Powiedzcie im, że to zostanie zatrzymane, jednym sposobem albo drugim. Lepiej jeśli zatrzymają
to sami.
- Ale…
Drzwi trzasnęły na cokolwiek zamierzała powiedzieć i zresztą Claire nie była pewna czy
naprawdę miała jakiś pomysł. Spojrzała na Shane’a, który wydawał się po prostu tak oniemiały jak
ona.
Ale oczywiście był pierwszy do odzyskania swojego głosu. – Cóż, - powiedział, -
Powiedziałem im tak.
- Shane!
- Spójrz, wampiry i ludzie razem nigdy nie byli dobrym pomysłem. To jest jak koty i myszy
łączące się. Zawsze kończy się źle dla myszy.
- To nie jest wampiry i ludzie. To Eve i Michael.
- Co jest jak inne, dokładnie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agraffka.pev.pl