Rakietowe dzieci - antologia s.f, Książki Fantasy i SF
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z
CHOMIKA
CHOMIKA
V
V
ALINOR
ALINOR
AKIETOWE
DZIECI
DZIECI
ANTOLOGIA
S.F.
Z
R
AKIETOWE
Spis treści
...............
3
Mark Clinton Na wstędze Möbiusa (Star Bright) przełożył Arkadiusz Nakoniecznik
Mark Clinton Na wstędze Möbiusa (Star Bright) przełożył Arkadiusz Nakoniecznik
.......
.......
18
Fritz Leiber Wiadro powietrza (A Pail of Air) przełożyła Stefania Szczurkowska
.............
.............
39
Jerome Bixby To wspaniałe życie (It’s a Good Life) przełożyła Anna Gwarek
..................
..................
52
Poul Anderson Koniec poszukiwań (Terminal Quest) przełożyła Hanna Kobus
...............
...............
70
88
Frederik Pohl Człowiek, który zjadł świat (The Man Who Ate the World) przełożył Jacek
......
Frederik Pohl Człowiek, który zjadł świat (The Man Who Ate the World) przełożył Jacek
Manioki
123
Gardner Dozois Łańcuchy morza (Chains of the Sea) przełożył Arkadiusz Nakoniecznik
Gardner Dozois Łańcuchy morza (Chains of the Sea) przełożył Arkadiusz Nakoniecznik
................................................................................................................................................
................................................................................................................................................
150
Ray Bradbury Mały morderca (The Smali Assassin) przełożył Piotr W. Cholewa
Ray Bradbury Mały morderca (The Smali Assassin) przełożył Piotr W. Cholewa
...............
Fritz Leiber Wiadro powietrza (A Pail of Air) przełożyła Stefania Szczurkowska
Jerome Bixby To wspaniałe życie (It’s a Good Life) przełożyła Anna Gwarek
Poul Anderson Koniec poszukiwań (Terminal Quest) przełożyła Hanna Kobus
Theodore Sturgeon Odrzutowiec Miaua (Mewhu’s Jet) przełożyła Ewa Komorowska
Theodore Sturgeon Odrzutowiec Miaua (Mewhu’s Jet) przełożyła Ewa Komorowska
......
Manioki
..................................................................................................................................
..................................................................................................................................
Ray Bradbury
Mały morderca
(The Small Assassin)
przełożył Piotr W. Cholewa
Nie potrafiła powiedzieć, kiedy dokładnie przyszło jej na myśl, że jest zabijana. Były
jakieś subtelne oznaki, jakieś podejrzenia ostatnich miesięcy, jakieś sprawy głębokie niby
przypływ morza. Było tak, jakby patrzyła na absolutnie spokojny pas błękitnych wód, jakby
chciała się w nich zanurzyć i dostrzegała, właśnie w chwili, gdy fala unosiła jej ciało, że tuż
pod powierzchnią żyją potwory, stwory niewidoczne, opasłe, o chwytnych mackach i ostrych
płetwach, groźne, przed którymi nie ma ucieczki.
Pokój falował wokół niej w oparach histerii. Widziała zawieszone nad sobą ostre
narzędzia. Słyszała głosy ludzi w sterylnych białych maskach.
Nazwisko, pomyślała. Jak ja się nazywam?
Alice Leiber, nadpłynęła myśl. Żona Davida Leibera. Lecz nie przyniosło jej to
spokoju. Była samotna wśród tych szepczących cicho białych fartuchów, samotna ze swym
bólem, mdłościami i strachem przed śmiercią.
Jestem mordowana na ich oczach. Ci lekarze, te pielęgniarki nie zdają sobie sprawy.
David nie wie. Nikt nie wie oprócz mnie i... i zabójcy, małego mordercy.
Umieram i nie mogę im powiedzieć jak. Śmialiby się i mówili, że majaczę. Zobaczą
mordercę, będą go tulić, polubią i nie pomyślą, że jest odpowiedzialny za moją śmierć. Oto
stoję przed Bogiem i człowiekiem, umierająca - i nie ma nikogo, kto by mi uwierzył.
Wszyscy będą wątpić, uspokajać mnie kłamstwami, zasypywać ignorancją, opłakiwać mnie i
ratować mojego zabójcę.
Gdzie jest David, zastanowiła się; czeka na zewnątrz, paląc jednego papierosa po
drugim i wsłuchując się w rzadkie łyknięcia bardzo powolnego zegara?
Pot trysnął z całego jej ciała jednocześnie, a wraz z nim krzyk i cierpienie. Teraz.
Teraz! Spróbuj mnie zabić, krzyczała. Spróbuj, spróbuj, ale ja nie umrę! Nie!
W jej wnętrzu była pustka. Próżnia. Nagle nie czuła bólu. Zmęczenie. Ciemność. Po
wszystkim. Było już po wszystkim. O Boże! Runęła w dół, w czarną nicość ustępującą
miejsca nicości i kolejnej nicości i następnej i jeszcze jednej...
Kroki. Delikatne, zbliżające się kroki. Głosy ludzi starających się mówić cicho.
- Śpi - odezwał się daleki głos. - Proszę jej nie niepokoić. Zapach tweedu, fajki,
znajomego płynu po goleniu. Wiedziała, że stoi przy niej David. A obok nieskazitelny zapach
doktora Jeffersa. Nie otwierała oczu.
- Nie śpię - powiedziała cicho. To było zaskoczenie, ulga - że mogła mówić, że nie
była martwa.
- Alice - powiedział ktoś i wiedziała, że to David znajduje się za jej zamkniętymi
powiekami, że to jego ręce ściskają jej zmęczoną dłoń.
Chciałbyś zobaczyć mordercę, Davidzie, pomyślała. Po to tu przyszedłeś, prawda?
David pochylał się nad nią. Otworzyła oczy. Spojrzała na pokój. Osłabłą dłonią
odsunęła kołdrę.
Morderca patrzył na Davida Leibera spokojnymi błękitnymi oczami w czerwonej
twarzy. Oczami, które skrzyły się gdzieś w głębi.
- O rany! - zawołał wesoło David Leiber. - Jaki śliczny chłopak!
Dr Jeffers czekał na Leibera, gdy ten zjawił się w szpitalu, żeby zabrać do domu żonę
i nowo narodzone dziecko. Wskazał mu fotel w swoim gabinecie, podał cygaro. Sam także
zapalił, usiadł na krawędzi biurka i z ponurą miną wypuszczał dym. Potem odchrząknął,
Spojrzał Davidowi prosto w oczy i oświadczył:
- Twoja żona nie lubi tego dziecka, Dave.
- Co!?
- To było dla niej ciężkie przeżycie, ten poród. Przez najbliższy rok będzie
potrzebowała więcej uczucia. Nie mówiłem ci o tym, ale na izbie porodowej wpadła w
histerię. Mówiła dziwne rzeczy. No cóż, być może całą sprawę wyjaśnią dwa pytania -
zaciągnął się cygarem. - Czy chcieliście tego dziecka, Dave?
- Tak. Planowaliśmy je. Razem. Alice była taka szczęśliwa, kiedy w zeszłym roku...
- Mmm... Więc to trudniejszy problem. Ponieważ gdybyście nie planowali tego
dziecka, mógłby to być prosty przypadek matki, która nienawidzi samego macierzyństwa. Ale
to nie pasuje do Alice. - Dr Jeffers wyjął cygaro z ust i potarł dłonią policzek. - A zatem to
coś innego. Być może jakieś utajone wspomnienie z dzieciństwa, które teraz się ujawniło.
Może po prostu chwilowe zwątpienie i nieufność matki, która przeżyła wielki ból i przeczucie
bliskiej śmierci. Jeśli tak, to czas powinien wkrótce wyleczyć te rany. Ale jeżeli sprawy nie
wrócą do normy, to wpadnijcie do mnie we trójkę. Zawsze chętnie widzę starych przyjaciół,
prawda? Proszę, weź sobie jeszcze cygaro dla... hm... dla dziecka.
Było jasne wiosenne popołudnie. Wóz sunął pot szerokich, obramowanych drzewami
alejach. Błękitne niebo, kwiaty, ciepły wiatr. David mówił bez przerwy, zapalił cygaro i
mówił dalej. Alice odpowiadała krótko, cichym głosem, trochę uspokojona podróżą. Lecz nie
przytulała dziecka na tyle mocno ani na tyle po matczynemu, by ukoić dziwny ból w duszy
Davida. Mogło się zdawać, że trzyma porcelanową figurkę.
Spróbował serdeczności.
- Jak mu damy na imię? - zapytał.
Alice Leiber spoglądała na migające za oknami drzewa.
- Nie decydujmy na razie - odparła. - Wolałabym zaczekać, aż znajdziemy mu jakieś
wyjątkowe imię. Nie dmuchaj na niego dymem.
Jej zdania płynęły monotonnie, bez żadnej różnicy w tonie. Ostatnia uwaga nie
zawierała niepokoju ani wyrzutu zatroskanej matki. Po prostu została wypowiedziana.
Zaniepokojony David wyrzucił cygaro przez okno.
- Przepraszam.
Dziecko leżało w zgięciu matczynego ramienia, a cienie słońca i drzew raz po raz
zmieniały jego twarz. Błękitne oczy otwierały się jak dwa świeże wiosenne kwiaty. Z jego
ruchliwych, różowych warg dobiegały ciche mlaśnięcia.
Alice spojrzała na dziecko i David poczuł, że drży wsparta o jego ramię.
- Zimno? - zapytał.
- Chłodno. Lepiej podnieś szybę, Dave.
To było coś więcej niż chłód. Zamyślony zamknął okno.
Kolacja.
David Leiber przyniósł malca z dziecinnego pokoju i usadowił go w niezwykłej
pozycji, wspartego o stos poduszek, w świeżo kupionym dziecinnym krzesełku.
Alice w skupieniu obserwowała ruchy swego noża i widelca.
- Jest jeszcze za mały na krzesełko - zauważyła.
- Ale to tak przyjemnie, jak tu siedzi - odparł radośnie Leiber. - Wszystko jest
przyjemne. W biurze tak samo. Mam zamówień po same uszy. Jeśli nie będę uważał, to
zarobię w tym roku następne piętnaście tysięcy. Oj, popatrz na Juniora! Zapluł się cały!
Wyciągnął rękę, by wytrzeć dziecku brodę. Kątem oka zauważył, że Alice nawet nie
spojrzała. Powoli odłożył serwetkę.
- Cóż, nie było to pewnie szczególnie ciekawe - stwierdził wróciwszy do swego
talerza. Był lekko zirytowany i to tłumiło inne argumenty. - Ale można by oczekiwać, że
matka zainteresuje się własnym dzieckiem.
Alice gwałtownie uniosła głowę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]