Randki z piekła, Bale, randki itp. z piekła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KIM HARRISON, KELLY ARMSTRONG, LORI HANDELAND,
LINDSAY SANDS
RANDKI Z PIEKŁA
Spis treści:
Kim Harrison - Nnieumarli w ogrodzie dobra i zła..................................................................3
Kelly Armstrong - W objęciach chaosu................................................................................. 77
Lori Handeland - Randka z nieboszczykiem ....................................................................... 162
Lindsay Sands - Metamorfoza ............................................................................................ 231
KIM HARRISON
NIEUMARLI W OGRODZIE DOBRA I
ZŁA
1
Z telefonem wciśniętym między ramię i ucho Ivy Tamwood nabrała frytkami kolejną
porcję chili i nachyliła się nad wzorzystym woskowanym papierem, żeby nic nie spadło jej na
biurko. Kisten na coś psioczył, ale go nie słuchała, bo wiedziała, że może tak gadać przez pół
obiadu. Miło było budzić się koło niego po południu i cudownie figlować z nim przed
wschodem słońca, ale zdecydowanie za dużo mówił.
I właśnie dlatego się dogadujemy, pomyślała i przesunęła językiem po zębach, zanim
przełknęła. W drodze powrotnej z Kalifornii jej świat zbyt szybko stał się znów cichy. Mój
Boże, naprawdę minęło już siedem lat? Zabrać dziecko żywych wampirów wyższej krwi z
rodzinnego domu na ostatnie dwa lata liceum i wychować je w życzliwej camarilli - to dość
niezwykłe, ale Piscary, wyższy wampir, do którego zwróciła się jej rodzina, zainteresował się
nią szczególnie, jeszcze zanim posiadła mentalne narzędzia, dzięki którym mogła się przed
nim obronić. Interwencja jej rodziców prawdopodobnie pozwoliła jej zachować zdrowe
zmysły.
Byłam taka samotna, że mogłabym się zaprzyjaźnić nawet z Freudem, pomyślała Ivy i
wzięła kolejny kęs białka i węglowodanów. Dwadzieścia trzy lata to wystarczająco dużo,
żeby wymazać z pamięci tę przestraszoną szesnastolatkę na zalanym słońcem pasie
startowym, ale nawet teraz, mimo tylu partnerów, z którymi dzieliła krew i łóżko, mimo
dyplomu z nauk społecznych i rewelacyjnej pracy, w której mogła wykorzystywać
zdobywaną przez sześć lat wiedzę, widziała, że jej pewność siebie zależała nadal właśnie od
tego, przez co była taka stuknięta.
Tęskniła za Skimmer i za tym, jak ciągle jej przypominała, że życie to coś więcej niż
wyczekiwanie na koniec, więc lepiej zacząć żyć. I chociaż Kisten w ogóle nie przypominał jej
szkolnej współlokatorki, w ciągu ostatnich lat całkiem nieźle udawało mu się wynagrodzić
Ivy jej brak.
Spojrzała ze złośliwym uśmieszkiem przez szklaną ścianę, która wychodziła na
biurową salę. Poprawiła się na krześle i krzyżując nogi w kolanach, nachyliła się niżej nad
biurkiem, wyobrażając sobie, jakie braki Kisten mógłby jej wynagrodzić w następnej
kolejności.
- Cholerne wampirze feromony - westchnęła i się wyprostowała. Nie podobało jej się
to, o czym zaczynała myśleć, kiedy spędzała za dużo czasu na niższych poziomach wieży
Inderlandzkiej Służby Bezpieczeństwa. Praca w wydziale zabójstw ISB zapewniła jej gabinet
z prawdziwego zdarzenia zamiast biurka na środku Sali dzielonej z gońcami, ale tu na dole
było za dużo wampirów - żywych i nieumarłych - żeby powietrze nadążało z cyrkulacją.
Kisten zakończył raptownie swoją tyradę na temat dowcipów telefonicznych.
- A co wampirze feromony mają wspólnego z atakami ludzi na moich roznosicieli
pizzy? - zapytał z kiepskim brytyjskim akcentem. To było jego najnowsze zmartwienie, a ona
miała nadzieję, że sam się niedługo nim znudzi.
Ivy przysunęła fotel do biurka i pociągnęła wodę z butelki, zerkając nieufnie na
zamknięte drzwi do gabinetu szefa po drugiej stronie dużego pokoju.
- Nic. Mam coś kupić w drodze do domu? Może uda mi się wyrwać wcześniej. Art jest
u siebie, a to znaczy, że ktoś zginął i muszę wracać do pracy. Mogę się założyć o pierwsze
ukąszenie, że będzie chciał skrócić mi przerwę. - Wzięła jeszcze łyk. - Ale odbiorę ją sobie na
koniec dnia.
- Nie - powiedział Kisten. - Dziś Danny robi zakupy.
Jedna z korzyści mieszkania nad restauracją, pomyślała, kiedy Kisten zaczął się
rozwodzić na temat listy zakupów, która niezbyt ją obchodziła. Zdjęła talerz z frytkami z
biurka i postawiła go sobie na kolanach, uważając, żeby nie poplamić skórzanych spodni.
Drzwi do gabinetu szefa otworzyły się, a jej wzrok powędrował do wychodzącego Arta, który
żegnał się z panią Pendleton. Był u siebie całe pół godziny. Trzymał stos dokumentów, a Ivy
na ich widok skoczyło ciśnienie. O wiele za długo siedziała na tyłku i badała zabójstwa,
których nie wykrył Art. Ten facet nie powinien pracować w wydziale zabójstw. Martwy nie
znaczy mądry.
Chyba że mądrość polega na tym, żeby kazać nam dzielić się krwią z nieumarłymi.
Ivy zmusiła się do jedzenia, myśląc przy tym, że nieumarli obrali sobie za cel swoich żywych
wampirzych krewniaków głównie z zazdrości, a nie - jak twierdzili - z troski o utrzymanie
dobrych stosunków międzyludzkich. Ivy urodziła się z wampirzym wirusem w genomie, więc
dostało jej się sporo zalet nieumarłych, ale bez nieprzyjemności związanych ze śmiertelnym
światłowstrętem i bólem w kontakcie z artefaktami religijnymi. I choć nie mogła się równać z
Artem, miała znacznie lepszy słuch i była silniejsza niż ludzie, a jej zmysł powonienia był tak
wyostrzony, że wyłapywała subtelny zapach potu i feromonów. U nieumarłych
zapotrzebowanie na krew uległo mutacji. Z potrzeby fizjologicznej zmieniło się w żądzę krwi,
która, gdy ją zaspokoić, dawała przyjemność i nic poza tym... a gdy połączyć z seksem -
uzależniała.
Jej spojrzenie powędrowało mimo woli do Arta, a on uśmiechnął się do niej z
drugiego końca szerokiego pokoju, jakby czytał jej w myślach; szedł równym krokiem, a w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]